niedziela, 22 czerwca 2014

SUPER HIPER EKSTRA WAŻNA NOTKA

Przeprzaszam przepraszam przepraszam! 
Rozdział mam już napisany tylko tu pojawia się problem: 
JEST NAPISANY NA LAPTOPIE, KTÓRY MAM ZABRANY AŻ DO POŁOWY LIPCA! 
Gdy tylko odzyskam moją własność wstawie rozdział, a do tego czasu postaram się napisać pare rozdziałów do przodu. 
Jeszcze raz przepraszam, wiem, że nawaliłam :/
Miłych wakacji! 

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 6


  Wigwam zgody?

09.04.2006r.
   -Udało im się, zbudowali ten domek. I nawet nie wylądowali w szpitalu! - uradowana dziewczynka popatrzyła na duży domek na drzewie i szturchnęła swojego towarzysza w ramie
     -No, nawet nie było krwi! - oboje wybuchli śmiechem
Margaret Rose i Louis Tomlinson podbiegli do drzewa, na którym została zbudowana ich forteca i wspięli się na górę.
    -Ten domek jest super - westchnął chłopak i spojrzał na swoją przyjaciółkę - Maggie obiecaj mi, że zawsze gdy będziesz smutna lub zła przyjdziesz tutaj i pomyślisz o nas - dziewczynka uśmiechnęła się
     -Zgoda, ale pod warunkiem, że ty tez będziesz tak robić
  -Zgoda. Kto pierwszy w moim pokoju dostaje lody! - wykrzyknął i oboje rzucili się w stronę wyjścia.
Oczywiście w czasie wyścigu Margaret się potknęła złamała nogę zresztą tak samo jak jej towarzysz parę metrów dalej...


   
Za oknem po raz kolejny zagrzmiało. Zaraz po powrocie naszych bohaterów do domu pogoda doszczętnie się zepsuła. Może specjalnie żeby jeszcze bardziej podkreślić humor naszej wybuchowej czwórki?
Margaret bała się kiedyś burzy, ale mniej więcej w wieku dziesięciu lat stwierdziła, że pioruny i grzmoty są od niej o wiele słabsze, i, że to burza powinna się bać jej, a nie na odwrót. Alison była jednak zdania, że pogoda ta jest jednym ze straszniejszych zjawisk i gdy pojawiły się pierwsze pioruny wyłączyła wszystkie telefony, laptopy, telewizory i inne urządzenia elektryczne jakie były w domu, a następnie wcisnęła się pod łóżko Mag, u której spała. Właśnie dlatego Maggie zbudowała wielki ford z poduszek, krzeseł i koców, by dotrzymać towarzystwa przyjaciółce w czasie kompletnej histerii. I tak oto obydwie śpiewały piosenki o złej burzy i modliły się aby pogoda utrzymała się parę dni, mimo strachu Alis, by uniemożliwić Alexowi i Niallowi zmuszenia ich do budowania wigwamu zgody.
    W domu obok, a dokładniej w pokoju naszego drogiego piłkarza dwie zgarbione postacie planowały morderstwo-zemstę dla swojego najlepszego przyjaciela, który wpadł razem w kuzynem blondwłosej wariatki z domu obok na pomysł godzenia się. Wiedzieli już wcześniej, że te dwie są niebezpieczne, ale fakt, że Margaret pożegnała się dziś w Louisem porządnym kopem z kroczę tylko utwierdził Styles'a i Tomlinsona w tym, że gdy jutro dojdzie do bójki one ich porządnie uszkodzą, mogli by się niby bronić, ale przecież dziewczyn się nie biję... Nawet tych najgorszych. Chłopaki chyba nawet nie zauważyli burzy. Byli zbyt zajęci rysowaniem planu budowy maszyny tortur dla pogodzicieli* świata.
~~~

   Niestety mimo całonocnych modlitw Mag do świętego ,,zajmującego się katastrofami przyjacielsko-wrogimi' około 5 nad ranem przestało padać, a godzinę później wstało piękne słońce i osuszyło całe Lakenwood. Było już jasne, misja ,,Uratować pozostałe spożywczaki w mieście" stworzona przez Alexa i Nialla będzie wprowadzona w życie już za parę godzin.
Gdy przyjaciółki wstały i po raz drugi skopały Alexowi dupę w ramach zemsty, zjadły śniadanie (składającego się w najbardziej cukrowych płatków jakie znalazły w sklepie), i obmyśliły prosty, ale bardzo skuteczny plan awaryjny gdyby sprawy w lesie poszły za daleko.
    -Już pora moje misiaczki! - zaświergotał Alex z ogromną torbą przewieszoną przez ramię (bardzo męsko) Dziewczyny po raz kolejny obrzuciły chłopaka spojrzeniem, które spokojnie mogłoby zabić i w ciszy udały się w stronę lasu.
    -Mag - szepnęła Alison w połowię drogi - Jeśli, któryś z tych bałwanów pozwoli sobie na za dużo to mogę użyć siły?
    -Nie jestem pewna czy to zgodne z zasadami wigwamu zgody, ale tak. - odpowiedziała po cichu blondynka patrząc czy przypadkiem Alex nie przysłuchuję się ich rozmowie - Mam w torebce farbę do włosów i piankę do golenia, więc jeśli stracą czujność lub pójdą spać to się pobawimy - przyjaciółką zaczęły błyszczeć oczy na myśl, że Styles albo Tomlinson obudzą się następnego dnia łysi lub z włosami we wszystkich kolorach tęczy.

    -Co do.. -Margaret otworzyła szerzej oczy widząc przed sobą nie trzech, ale pięciu baranów siedzących na polanie, na której miał być zbudowany wigwam. Mag w dzieciństwie często przychodziła na tą łąkę i na większości drzew dookoła były wydrapane jej inicjały scyzorykiem.
     -Dziewczęta -Styles skinął głową z grobową miną
     -Palanty -Margaret chyba chciała być tak samo kulturalna i także przywitała One Direction
  -To jedziem z tym koksem! -Niall zaklaskał w dłonie i razem z Alexem, Zayn'em i Liam'em zeszli na bok polany. -Teraz musicie znaleźć gałęzie i zbudować sobie schronienie! - wykrzyknął i otworzył paczkę chipsów
   -Co?!


-Margaret-


    Jakie do cholery jasnej schronienie?! Przecież Alex wziął namiot... Teraz wszystko staję się jasne! Ten idiota wziął namiot dla siebie! Niech tylko poczeka aż zostanę z nim sam na sam...
    -Widzę, że nie ma między wami za grosz porozumienia pff... -prychnął farbowany blondyn  -Mags i Louis wy pójdziecie po drewno na opał, a Harry i Alison po materiały na wasz tymczasowy dom- rozkazał -I nawet nie próbujcie uciekać, bo i tak was znajdziemy - uśmiechnął się promiennie
      -Nie mogę iść po drewno na opał z Margaret? -zapytała błagalnie Alis
   -Nie, chcemy jak największych efektów, a z tego co sobie przypominam to ty i Harry wczoraj napieprzaliście się bagietkami prawię do nieprzytomności... -tak, na pewno zabiję Alexa i od razu tego drugiego ciołka. Popatrzyłam na Louisa vel idiota i bez słowa ruszyłam przed siebie. 
    -Poczekaj! -głupi Tomlinson, dlaczego jest taki wolny? Ma dłuższe nogi ode mnie i chyba powinien chodzić szybciej -Zwolnij do cholery! -jeszcze do tego piszczy jak dziewczyna. Jest niezwykle wkurzający z tym swoim dziewczęcym głosem.
    Po jakiś dziesięciu minutach intensywnego marszu (to chyba jakiś dyscyplina sportowa, powinnam dostać medal) zwolniłam tym samym pozwalając Louisowi mnie dogonić. Chłopak ugiął kolana i oparł się na nich, jak na kapitana drużyny piłki nożnej to ma strasznie słabą kondycję, jak to możliwe, że go przyjęli?
    -Dlaczego musisz tak szybko chodzić?! - wykrzyknął z pretensją -Ktoś cię gonił?! wyprostował się splątał ramiona w geście frustracji
    -Ty mnie goniłeś głupku -odpowiedziałam spokojnie i podeszłam do najbliższego drzewa  -Oświecę cię jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, nie lubię cię -dodałam nawet na niego nie patrząc. złapałam najniższą gałąź i podciągnęłam się do góry. 
Po drzewach wspinałam się od kiedy miałam 6 lat, pamiętam, że zawsze bawiłam się z Tomlinsonem w małpy. Tak, to była zabawa na miarę naszego umysłu. Niestety niektórzy z nas nadal tylko do tej zabawy się nadają... Tak na wszelki wypadek mówię, chodzi o Louisa. Ja już z tego wyrosłam... prawię. Po chwili byłam na czubku drzewa, roślina była dość wysoka, więc było z niej widać dużą część lasu, w którym się znajdowaliśmy. Kochałam Lakenwood za tą niezwykłość. Przez większość roku było ciepło, w listopadzie było ponad 20 stopni, ale w grudniu padał śnieg. Wszędzie rosły drzewa i kwiaty, było wielkie jezioro. Dziwię się aż, że o tym miejscu nikt nie wie. W oddali widziałam polanę, na której Alex, Niall, Liam i Zayn siedzieli, i chyba coś jedli.
    -Ale tutaj fajnie! -pisk, cholerny pisk czyli inaczej głos Tomlinsona. Oddychaj Mag, to jest najważniejsze. Pamiętaj zrzucenie go oznacza chwilę zabawy i lata konsekwencji.
    -Tak... Jak się tu dostałeś.. Louis? - dziwnie wymawiać jego imię, zazwyczaj zwracam się do niego per idioto. Nowe doświadczenie życiowe!
    -Też umiem się wspinać po drzewach Margaret. Jedynym przejściem do twojego pokoju gdy miałem karę było drzewo przecież. -racja. Cholera myślałam, że ty nie wejdzie i będę miała święty spokój - Ej czy to nie tam był nasz domek?! -wykrzyknął z radością wskazując polanę oddaloną może z dziesięć metrów. Westchnęłam cicho i pokiwałam głową
    -Nadal tam jest...
    -Na prawdę?! Chodź musimy go zobaczyć. Nie byłem w tamtym miejscu od czterech lat! -dlaczego mi się chcę płakać? Mam nadzieję, że z powodu jego głupoty. Tak, to na pewno to. Ja nie płaczę. Nawet przy Alison czy rodzicach. Ja nie płaczę. Wypłakałam się parę lat temu wystarczająco. Następny potok łez mam w grafiku zarezerwowany dla miłości życia której na razie nie widziałam na horyzoncie. Chłopak szybko zszedł w drzewa i pognał do miejsca, którym kiedyś spędzaliśmy większość wolnego czasu. Po drodze się potknął i wywalił na swój ogromny tyłek, ale szybko się podniósł, i biegł dalej. Tak to z powodu jego głupoty chcę mi się płakać. Raczej. Zeskoczyłam z gałęzi, trochę się uspokoiłam, a następnie pognałam za chłopakiem. Oczywiście już po minucie zrównaliśmy się i biegliśmy łeb w łeb. Louis widząc, że za chwilę go wyprzedzę przyśpieszył. Cholera jednak umie biegać!

-NIGDY MNIE NIE DOGONISZ TOMLINSON! JESTEM NIESKOŃCZONA! -wydarłam się i zaczęłam się śmiać jak opętana patrząc na Louisa będącego dobre pół metra za mną. Nagle coś twardego postanowiło mi zawadzić w wygranej. Durne drzewo! -Ałaaa! Louis chyba umarłam -wyjęczałam leżąc na leśnej ściółce patrząc morderczym wzrokiem na mojego przyjaciela, który zaczął się dusić ze śmiechu...

   BUM! Drzewo, nawet to samo. Czuję pewnego rodzaju deja vu i nie jestem pewna czy się z tego powodu szczęśliwa czy nie... Wiecie, dawne czasy wracają... Po praz kolejny spotykam się z tą rośliną bliżej niż powinnam...  
   -Kurwa Margaret! -wszasnął Louis i podbiegł do mnie -żyjesz? 
   -Nie jestem pewna -wyjęczałam i spróbowałam się podnieść. Tomlinson szybko przyszedł mi z pomacą wyciągając rękę. Podniosłam się z ziemi, otrzepałam mech z bluzki i pobiegłam dalej nawet nie racząc Louisa spojrzeniem. Reszta drogi do polany zajęła mi najwyżej 40 sekund. Chwilę później zza krzaków wyskoczył Louis. Jego włosy żyły złamanym życiem i chyba bliżej zaprzyjaźniły się z ptakami, które postanowiły uwić w nich gniazdo. Tak, zdecydowanie bałam się jak wyglądam ja. Tym bardziej, że przeżyłam gorący romans z drzewem chwile temu. Chłopak wyszczerzył się tak, że jego uśmiech zajmował połowę powierzchni twarzy i podszedł do najwyższego i najgrubszego drzewa w całym lesie. To właśnie na nim, gdy mieliśmy po dwanaście lat. Pamiętam obietnicę, którą sobie złożyliśmy gdy pierwszy raz weszliśmy do środka domku. Dla mnie ta obietnica wygasła wraz z inną, ważniejszą przysięgą... Chłopak odwrócił się w moją stronę
   -Wygląda dokładnie tak samo! Tylko schodów nie ma, ale to drobiazg -wzruszył ramionami i zaczął wspinać się na górę. Domek był wielki, nadal nie mogę pojąć, że zrobili go nasi ojcowie, ci sami, którzy składając stół i Ikei musieli wstąpić na pogotowie, ci sami, którzy malując mój pokój porazili się prądem. Domek był zrobiony z ciemnego drewna z małym tarasem na, który kiedyś prowadziły schody, niestety z upływem lat zniszczyły się. Bywałam tu czasami, ale mi nie przeszkadzał brak schodów, najwyraźniej Louisowi też.

   Brunet był już w środku domku. Mam tam wejść czy nie? Kiedyś przyrzekłam sobie, że już nigdy nie wrócę do starych czasów, a jednak teraz jestem tu razem z Louisem. Dobra, kto nie ryzykuję ten traci. Podeszłam do drzewa i wspięłam się na górę. Z tego miejsca był piękny widok na polanę. Najfajniej było w wiosnę i lato kiedy rosną tu kwiaty. Są takie różowiutkie, a ja jako blondynka uwielbiam ten kolor, a teraz nawet pasuję mi do włosów!
   -Nic się tu nie zmieniło, może ściany trochę wyblakły, ale i tak jest super. Chłopak usiadł w rogu. Myślisz, że już nas szukają?
   -Alis pewnie myśli, że chowam twoje ciało -uśmiechnęłam się na myśli o martwym Tomlinsonie pod ziemią.
   -Margaret... Obydwoje wiemy, że nie dałabyś rady schować ciała. Zawsze miałaś jakąś część człowieczeństwa w sobie -spojrzał na mnie pobłażliwie
   -Ohoho...
Oglądam CSI, Agentów NCIS i Kości. Mogę sprawić, że twoja śmierć będzie wyglądać jak wypadek -zaśmiał się
   -Jednak ten cały wigwam coś dał, nie kłócimy się już od dobrej godziny! -właśnie, nie kłócimy się, ale teraz wiem, że to tylko tym czasowe
   -
Pamiętasz,co obiecywałeś gdy byliśmy młodsi? Że będziesz, nie odejdziesz, że pomożesz mi ustać jak będę się łamać. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że obietnice, prośby i wszystko inne ma ograniczenia czasowe... -powiedziałam patrząc na mały napis na ścianie wyryty nożykiem ,,L+M=Najlepsi przyjaciele do końca i trochę dłużej'' -To, że dzisiaj się nie kłócimy nic nie oznacza jest jeszcze jutro, po jutrze i tak dalej. -westchnęłam i wstałam -Jeśli za chwilę nie nazbieramy drewna na opał to wpadną tu Alex i Niall uzbrojeni w gruby sznur i albo nas powieszą, albo zwiążą koło wigwamu i każą śpiewać piosenkę o rybce z jeziora Stone. -chłopak kiwnął głową i również wstał
   Wracając uzbieraliśmy spory stos drewna. Gdy dotarliśmy na ,,polanę pokoju'' Alis i Harry'ego jeszcze nie było. Louis nie odzywał się od czasu mojego wzruszającego monologu w domku na drzewie, ułożyliśmy drewno w stos, a następnie dostaliśmy od Niall'a naklejki z uśmiechniętą buźką za dobre sprawowanie.
   -Wróciłam! -odwróciłam głowę słysząc krzyk mojej przyjaciółki. Alison miała wyjątkowo szeroko otwarte oczy, nawet jak na nią. -Zbudujmy to i rozpalmy ognisko -rozkazała
   Okazało się, że w Harry'm i Louisie zostały jeszcze jakieś resztki człowieczeństwa i co za tym idzie dżentelmeństwa i postanowili, że zbudują wigwam sami. To było dość ciekawe, oglądałyśmy z zapartym tchem jak się kłócą i co chwilę coś się psuję. Nawet Niall się do nas przysiadł i podzielił z nami popcornem. Gdy Horan poszedł na chwilę do domu zorganizować więcej jedzenia (całe zjadł, co jest zadziwiające, bo przyniósł go tyle co dla wojska) odwróciłam się w stronę Alis. Minęła już z godzina, a jej oczy nadal były wielkie jak talerze (moja przyjaciółka zawsze miała nienaturalnie duże oczy, ale tak wyszczerzonych to jeszcze u niej nie widziałam)
   -Co jest Alis? -szepnęłam badawczo patrząc na dziewczynę
   -To samo pytanie mogę zadać tobie. Tomlinson patrzy teraz na ciebie jakbyć była wróżbitą Maciejem, a z tego co mi wiadomo nim nie jesteś. Wbiłaś mu z tym lesie gałąź w dupę czy co? -roześmiałam się po cichu słysząc wypowiedź przyjaciółki.
   -Odpuszczamy sobie? Nie muszę wiedzieć co się stało, jeśli to nie będzie miało dalszych konsekwencji.
   -Nie będzie miało -uśmiechnęła się i objęła mnie ramieniem. W Alison kocham tą szczerość do bólu, to, że nie naciska na mnie, to, że z nią mogę robić najgłupsze rzeczy i to, że po prostu jest. Wspaniała z niej przyjaciółka, rozumie, że nie lubię obietnic i to, że jestem dziwnym i chorym człowiekiem, popiera moją nienawiść do ludzi, jest po prostu cudowna.


   -Skończyliśmy! -wykrzyknął uradowany Tomlinson i padł na kolana. Alex szybko podbiegł do niego i przykleił mu naklejkę za dobre sprawowanie. To niesprawiedliwe, chłopaki mają już po trzy, a mu tylko po jednej, ale muszę przyznać, że zasłużyli sobie- w miarę. W tej ich niby-chałupie da się mieszkać.
   Niall wrócił akurat w momencie gdy zaczęliśmy rozpalać ognisko. Ciekawym faktem też było to, że Alex i Niall mają mini grilla, i tylko my żyjemy ,,odcięci od cywilizacji' Zayn i Liam musieli wrócić do domów, więc zostaliśmy w szóstkę.
   Robiło się powoli ciemno. Usiedliśmy we czwórkę przy ognisku i jedliśmy pianki.
   -Gramy w jakąś grę? -Harry popatrzył na nas wsadzając do buzi kolejną porcję słodyczy. Kiwnęłam głową w geście zgody i mocniej opatuliłam się kocem -To zagrajmy w grę ,,Jestem dziwny''! -wszyscy spojrzeli niezrozumiale na loczka
   -Harry... Mój słodki przyjacielu... Takiej gry nie ma -Louis popatrzył pobłażliwie na loka
   -Od dziś jest! Zasady polegają na tym, że idąc zgodnie z ruchami zegara mówimy dziwne rzeczy o sobie, swoje głupie poglądy... Rozumiecie?
   -Spróbujmy -westchnęła Alis -Kto zaczyna?
   -Ja zacznę -powiedział Harry -Zawszę jak zrobię coś na sto procent to przez chwilę się cieszę, a potem uświadamiam sobie, że gdzieś jest 8-letnie Azjatyckie dziecko, które robi to lepiej -otworzyłam szerzej oczy. C O -Louis teraz ty
   -Uwielbiam skórzane kanapy, czuję w nich wielki potencjał. Margaret teraz ty -wszyscy odwrucili głowy w moim kierunku. Co ja mam im powiedzieć? Przecież jak coś powiem to uciekną z krzykiem. Pogrzebałam chwilę w mojej głowie i bez zastanowienia wypaplałam:
   -
Zawsze gdy jest mi smutno to myślę, że właśnie w tym momencie jakiemuś grubemu, wrednemu dzieciakowi spada lód na ziemię -Zapanowała cisza
   -Ty jesteś nienormalna... -Harry patrzył na mnie wielkimi oczami
   -Porównujesz się do azjatyckich dzieci pamiętasz?
   -Dobra dajcie spokój wszyscy jesteśmy nienormalni, ja uważam, że jeśli policja zamiast psów miałaby gigantyczne pająki na świecie nie byłoby żadnych zbrodniarzy -pokiwałam z uznaniem głową. to mądre... chyba
   Reszta ogniska minęła tak samo, niestety Louis i Harry nie ufali nam na tyle żeby pójść spać, więc niezwykły wigwam zgody ukoronowaliśmy wszyscy razem ciągnąc materace Alexa i Niall'a do jeziora i wysyłając ich w podróż w nieznane...

A morał z tego taki, że lepiej nie podpadać przyjaciołom i, że nawet najwięksi wrogowie mają chwilę słabości...

*Nie ma takiego słowa chyba.

~~~
I OTO ROZDZIAŁ
Po ponad miesiącu. Nie mam żadnego wytłumaczenia. poległam.
Przepraszam, że musieliście ta długo czekać, ale mam nadzieję, że wam to wynagrodziłam.
Jagoda
5 KOMENTARZY= NOWY ROZDZIAŁ (TE ODE MNIE SIĘ NIE LICZĄ)

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 5

Od razu przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Mam nadzieję, że się wam spodoba :)

Rozdział 5

,,Całowanie: czyli jak to jest wiedzieć, że jedną krótką historią można zniszczyć człowiekowi życie”

08.07.2009r. Lakenwood
   Czternastoletnia, mała blondynka leżała na swoim łóżku z przymkniętymi oczami relaksując się po prawie całym dniu zabawy w lesie ze znajomymi. Było lato, a w Lakenwood zawszę w tą porę roku było niezwykle upalnie. Dziewczyna westchnęła i uśmiechnęła się na wspomnienia sprzed godziny.
   Nagle niczym strzała do jej pokoju przez okno wskoczył Louis Tomlinson. Największy przyjaciel blondynki zaczął niespokojnie przemieszczać się w tą i z powrotem po całym pokoju. Mag usiadła na łóżku i z nic nie rozumiejącą miną obserwowała poczynania przyjaciela. Chłopak zatrzymał się przed łóżkiem dziewczyny i popatrzył na nią wzrokiem szaleńca, wypuścił powietrze z ust, i położył się zwinięty w kulkę u stóp dziewczyny. Po jej minie można było wywnioskować, że nie ma pojęcia o co chodzi.
    -Hmm... Lou? Co ty robisz do cholery?! - wrzasnęła, a chłopak podniósł się do pozycji siedzącej.
    -Ta nowa dziewczyna co była dziś z nami... Ja ją zaprosiłem na spacer – chłopak patrzył na Margaret jakby właśnie przyznawał się do morderstwa, a dziewczyna nadal nic nie rozumiała.
    -Dobrze... W czym tkwi problem? - Mag z powrotem położyła się na łóżku, a Louis wtulił się w jej klatkę piersiową.
    -Ja się boję – w głosie bruneta było słychać wyraźny smutek
    -Czego się boisz Loui? -blondynka pogłaskała przyjaciela po głowie
    -Bo.. bo ja się nie umiem całować... - Margaret szybko podniosła się do pozycji siedzącej i wbiła wzrok w chłopaka.
    -Chcesz ją pocałować na pierwszej randce? -zachichotała – Wykorzystasz i porzucisz? - dziewczyna pokręciła głową na widok poważnej miny przyjaciela. -Naprawdę? - chłopak pokiwał głową. Maggie podrapała się po głowie – Jezu... - przetarła twarz rękami i spojrzała na chłopaka ponownie – Mogę cie nauczyć. - mina chłopaka była bezcenna
    -A-ale... Dobra, ale to nie będzie nic znaczyć – blondynka pokiwała głową i wstała z łóżka ciągnąc swojego najlepszego przyjaciela za rękę – gdzie ty idziesz?
    -Proszę cię... Przecież ani moi rodzice, ani twoi nie znają takiej zasady jak pukanie zanim się wejdzie. Chcesz by ktoś nas tak zobaczył? Nie dali by nam spokoju przez najbliższe trzydzieści lat
    -Niby racja - przyznał i razem z blondynką pobiegł do ich wspólnego domku na drzewie w lesie tuż za ich domami...


~~~Margaret~~~

    -Jak myślisz ile można wytrzymać tak bez powietrza? Jest duża możliwość, że to gra wstępna i będziemy mogły zaraz nagrać porno Margaret, wiesz? - Alison od dobrych dziesięciu minut psioczyła na parę obściskującą się na ławce naprzeciwko tej, na której właśnie siedziałyśmy.
    -Może ją połknie i będzie o jedną debilkę mniej – stwierdziłam patrząc w obrzydzeniem na liżącą się parę.
To może ja wam wszystko wytłumaczę. Jest sobota, Alex uznał, że najlepszą atrakcją będzie pójście do parku i powdychanie świeżego powietrza, lecz gdy usiedliśmy na ławce przygłup stwierdził, że fajnie by było zjeść pizzę na tej ławce, bo to podobno takie hipsterskie. Dopiero gdy odszedł razem z Alis dostrzegłyśmy tą „grę wstępną” na ławce naprzeciwko naszej, ale nie przesiądziemy się, po pierwsze dlatego, że już obstawiłyśmy zakłady ile jeszcze wytrzymają i kto pierwszy połknie drugą osobę, a po drugie nawet jakbyśmy usiadły ławkę dalej to Al nie zauważył by nas pewnie i zaczął płakać, że go porzuciłyśmy. I tak oto się stało, że wciąż oglądamy to porno dla ubogich, a najlepsze jest to, że to Louis i jego sukowata dziewczyna. Przynajmniej patrząc na to mogę stwierdzić, że jestem dobrą nauczycielką. Spojrzałam na Alison, która miała minę jakby zaraz miała zwymiotować i pogłaskałam ją po ramieniu. Ponownie odwróciłam głowę w stronę napalonych.
    -Kurwa! Masz przy sobie psie żarcie? - spytałam znów spoglądając na Ali. Dziewczyna popatrzyła się na mnie jakbym spadła z bambusa
    -Nie, czemu miałabym mieć?
    -Ta suka tu idzie, myślałam że coś wywąchała. - syknęłam patrząc na bogów naszej szkoły idących w naszym kierunku. Ashley Cublen spojrzała na mnie kpiąco.
    -Co Rose? Patrzycie się na nas od dobrych dziesięciu minut, zazdrościsz? Ty pewnie razem ze swoją przyjaciółeczką nigdy nawet się nie całowałyście – uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na biednego Tomlinsona, który chyba doskonale pamiętał pewne wydarzenie sprzed czterech lat. Bał się. Co za cudowne uczucie wiedzieć, że jedna mała rzecz może tak pogrążyć człowieka. Czuję, że mam władze. Spojrzałam na Alis, która powstrzymywała się od śmiechu. Wiedziała o co chodzi.
    -Tak ja i Alison jesteśmy cholernie zazdrosne, ale tak szczerze to marzę tylko o jednych ustach – westchnęłam i spojrzałam na moją przyjaciółkę gładząc ją po policzku. Brunetka uśmiechnęła się chytrze i cmoknęła mnie delikatnie w usta
    -Takie ponętne... - szepnęła i objęła mnie ramieniem. Ich miny- bezcenne
    -Jesteście jakieś nienormalne – Louis zaczął kręcić głową z miną nr 569 czyli ,,jestem lepszy i fajniejszy frajerzy”
    -Przynajmniej mają ten zaszczyt i ja je lubię Louisie – wszyscy odwróciliśmy wzrok w stronę odchodzącego głosy i zobaczyliśmy Alexa idącego w naszą stronę w ogromnym pudłem pizzy. W oczach Louisa było widać lekki strach, ale co się dziwić. Alex był ogromny i gdy dowiedział się jak Louis mnie potraktował to sobie z nim poważnie ,,pogadał”
    -Alex... - głupek Tomlinson po dłuższej chwili odezwał się – nie moja wina, że twoja wspaniałomyślna kuzynka razem z psiapsiółka wgapiają się we mnie i moją dziewczynę. Trochę prywatności wariatki! - wykrzyknął, ale moment...
    -Chcecie prywatności to idźcie do sypialni pokraki! To było prawie porno! Myślałam, że zaraz się zhaftuję – wrzasnęłam. Już chciałam się rzucić na Tomlinsona, ale silne ramiona mojego kuzyna powstrzymały mnie
    -Pff.. Po prostu jesteście zazdrosne – prychnęła Ashley i pociągnęła swojego chłopaka z powrotem w kierunku ich ławko-sypialni. Alex mnie puścił, ale to chyba nie był taki dobry pomysł... Szybko otworzyłam pudełko z pizzą, wyciągnęłam jeden z kawałków pizzy grubo posmarowany sosem czosnkowym i żeby mieć lepszy środek ciężkości poprawiłam tą warstwę sosu jeszcze keczupem. Wzięłam zamach niczym zawodnik baseballa, który rzuca piłką i trafiłam prosto w głowę Louisa. Pizza zsunęła się po jego nienagannie ułożonych włosach, które po zderzeniu z jedzeniem już nie były tak nienaganne, a następnie po jego twarzy zostawiając po sobie krwawy czosnkowo-keczupowy ślad. Ups
    -Margaret Rose! - wrzasnął – Jeszcze się zemszczę- rzucił na odchodne i razem ze swoją dziewczyną opuścili park. Przybiłam piątkę z Alison i zaczęłyśmy pocieszać Alexa leżącego na ziemi, który lamentował nad ,,tym biednym kawałkiem pizzy, który zamiast spełnić swoje przeznaczenie i mnie uszczęśliwić zniszczył jakiemuś dupkowi fryzurę” 

~~~~

   -Maggie... - Alison zamruczała mi do ucha i wcisnęła się między mnie a Alexa siedzących na kanapie. Oglądaliśmy bajki dla dzieci i krzyczeliśmy na Dorę, która nieumiejętnie szukała domu dla małpki, i uczyła nas hiszpańskiego. -Margaret słuchaj mnie dzidko - zirytowana Alis trzepnęła mnie w ramię.
   -Czego potrzebujesz Al? - Alex i Alison odwrócili głowy w moim kierunku - Al w wersji żeńskiej Alex - to wkurzające, że ich imiona mają te same zdrobnienia
   -Zbudujmy domek na drzewie! - wrzasnęła Alis i podskoczyła do góry lądując tyłkiem na ziemi. Jak ona to zrobiła? Nie pytajcie, bo nie umiem tego wytłumaczyć.
   -Nie.. Jak ostatnio to z Mag robiliśmy to trafiliśmy na ostry dyżur - westchnął Alex i ponownie spojrzał na telewizor. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie lekarzy i igieł. - A może pobawmy się w salon piękności! - Chłopak zaklaskał w dłonie i wstał równocześnie zasłaniając nam telewizor. Spojrzałyśmy na mojego kuzyna z miną, która powinna uświadomić chłopaka, że chyba go pojebało, ale niestety tak się nie stało. - Margaret widzę cię w mocnym różu, a ty Alison powinnaś zrobić sobie kolorowe ombre... Zdecydowanie tak - zatarł ręce i podwinął rękawy
   -Alex chyba głupszego pomysłu... Ej, ale to wcale nie jest takie głupie - Alison popatrzyła na mnie zdziwiona i znowu na Alexa - Margaret on chyba doznał objawienia - zaśmiałam się
   -On czasem tak ma, ale to faktycznie jest fajny pomysł. Alex chcesz nam przefarbować włosy?- spojrzałam na kuzyna i dostrzegłam błysk w jego oku
   -To jedziemy po farby dziewczęta

~~~

   -Are you gonna stay the night?! - Śpiewający. Alex. To. Zło.
   -So call me maybe! - Alison i mój kuzyn postanowili, że będą przez godzinną drogę śpiewać mix piosenek z ostatnich kilku lat, a jak się okazuję ani jedno, ani drugie nie znają całego tekstu dobrze. Ale to nie jest najgorsze... Najgorsze jest to, że jeszcze nie ruszyliśmy!
   -Alex! Alison! Ja wiem, że śpiewanie to wasza pasja, ale przynajmniej odpal samochód Alex!

~~ Dwie i pół godziny później ~~

   -Alex muszę ci przyznać, że to umiesz robić - westchnęła Alis przeglądając się w lusterku wiszącym nad umywalką w mojej łazience. Stylista Alex postanowił razem z brunetką, że tylko mocno rozjaśni jej końcówki. Jest słaba, ja mam teraz na głowie mocny odcień różu. Już jako dziecko chciałam mieć kolorowe włosy i kiedyś Louis razem z Alexem obiecali mi, że kiedyś będę takie miała, i, że to oni będą mieli na to duży wpływ. Mój kuzyn dotrzymał obietnicy, ale niestety, lub stety, Tomlinson nie. Podeszłam do Alison i ponownie spojrzałam na jej włosy.
Wyglądała słodko.
   -Wiecie, że nie mamy niczego jadalnego w lodówce? - westchnęłam wpatrując się w swoje odbicie. Alex odkaszlnął i usiadł w wannie. Chyba chciał być jak Ke$ha.
   -Ja się w to nie mieszam. Byłem dziś fryzjerem, dostarczycielem pizzy i kierowcą. Wy idziecie po żarcie- Alis jęknęła i przeczesała ręką włosy
   -Mag idziemy? - pokiwałam głową i poszłam do mojego pokoju po pieniądze, które zostawili mi rodzice. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam panów głupiego i głupszego, który robili niewyobrażalny syf w sypialni Tomlinsona. Naprawdę tam był okropny bajzel! Większy niż u mnie w pokoju po wieczorze, w którym razem z Alison i Alexem postanowiliśmy spalić tą dziwną herbatę z Meksyku.
   -Alison przebiorę się i czekam przy drzwiach! - zawołałam i podbiegłam do garderoby szybko wyciągnęłam pierwsze lepsze spodnie i bluzkę jakie znalazłam. Zbiegłam po schodach i w czasie czekania na Alis założyłam buty na obcasie by chociaż w taki sposób dodać sobie parę centymetrów wzrostu. Gdy moja przyjaciółka zeszła wreszcie na dół, wzięłyśmy kurtki i wybiegłyśmy z domu. Dreptałyśmy środkiem ulicy i podziwiałyśmy Lakenwood jesienią. Nie było nawet aż tak zimno. Mieszkałyśmy naprawdę w małym miasteczku. Każdy tutaj znał każdego. Mieliśmy trzy sklepy spożywcze, piekarnie, lodziarnie, bibliotekę i basen. Jeśli ktoś miał ochotę na więcej wrażeń to musiałby przeżyć wielką przygodę i pojechać do następnego miasta oddalonego dwadzieścia minut drogi. Dookoła miasta były lasy, jeziora i więcej lasów. Przed nami już widziałam średnich rozmiarów sklep spożywczy. Alison otworzyła drzwi i przypuściła mnie. Wzięłam duży koszyk na kółkach i wskoczyłam do środka. Zawsze gdy byłyśmy we dwie na zakupach to tak robiłam. Alison mówiła, że czuję się wtedy jak mama i śmiała się jak wariatka. Dziewczyna zaczęła pchać wózek w wskazanym przeze mnie kierunku, a ja wrzucałam wszystkie potrzebne produkty na siebie.

   -PI PI PI PI! - Alison zaczęła się wydzierać. Odwróciłam głowę i przed nami zobaczyłam rozpędzony wózek jadący prosto na nas, którym prowadziło dwóch idiotów. Jezu ja za chwilę zginę!! BUM! To bolało! Dwóch zdezorientowanych chłopaków leżało na ziemi, a niedaleko nich moja przyjaciółka. Ja za to w pewien sposób wyszłam bez szwanku, ale tylko w pewien sposób. Wszystkie puszki, mrożone pizzę i inne ciężkie przedmioty leżące na mnie w skutek kolizji podskoczyły do góry, a biedna ja zaliczyłam serię ciosów od przedmiotów martwych. Alis podciągnęła się na wózku i wstała patrząc złowieszczo na Harry'ego i Louisa.
   -Którego mam zabić pierwszego patafiany?! - wrzasnęła mocno wkurzona dziewczyna.
   -Dlaczego masz nas niby zabijać?! To wy na nas wjechałyście! - Styles szybko podniósł się z ziemi i podszedł do Alison. Kłócąca się para w dziwnych okolicznościach znalazła się koło bagietek i dalej krzyczeli na siebie nawzajem. Chyba trzeba się ty zająć, są dzisiaj obydwoje wkurzeni na siebie nawzajem. Spojrzałam na Tomlinsona, który podniósł się z podłogi z zaczął masować sobie tyłek. Westchnęłam patrząc na wszystkie produkty leżące na mnie i zaczęłam je przekładać tak aby zdołać wyjść z tej metalowej pułapki.
   -Masz różowe włosy... Miałaś blond - spojrzałam w górę i dostrzegłam Louisa patrzącego oskarżycielsko na moje różowe kosmyki.
   -Alex mi przefarbował - odpowiedziałam i odłożyłam kolejną puszkę na bok. Wow mogę już ruszać nogą! Spojrzałam na Alis i Harry'ego. Okładali się bagietkami. Fajnie.
   -Ja ci miałem przefarbować włosy... - chłopak westchnął. Zastygłam.
   -Ale znalazłeś sobie fajniejszych znajomych, którym nie trzeba farbować włosów na różowo - warknęłam i odkopałam drugą nogę. Nie jestem pewna, ale chłopak chyba westchnął.
   -Pomogę ci - zaoferował. Złapał mnie tali i wyciągnął w koszyka. Nawet w szpilkach byłam od niego niższa. Cholera chyba zaczne chodzić na szczudłach!
   -Alison już cię ratuję! - Zawołałam i pobiegłam w stronę walki na bagietki. Chwyciłam ogromną czosnkową bułę i trzepnęłam napastnika Alison w głowę tak mocno jak tylko umiałam. Chłopak zachwiał się, ale nie upadł. To trochę dziwne, że w ogóle się zachwiał... Przecież ja go uderzyłam bułką!
   -Harry! Uratuje cię kochanie! - Tomlinson także chwycił bagietkę i zaczął nią machać na oślep.
   -Spadaj na drzewo Louis! Nikt cię tu nie potrzebuję! - wrzasnęłam i rzuciłam w chłopaka paczką mąki... To chyba nie był za mądry pomysł ponieważ biały proszek wysypał się i cała nasza czwórka stała się biała. Tak, to zdecydowanie był zły pomysł.
   -Ty wredna, różowo-włosa małpo! - wykrzyknął Styles trzęsąc głową - Dopadnę cię jesz... - nie zdążył dokończyć, ponieważ dostał pomidorem prosto w twarz od Alison. To zapowiada się coraz ciekawiej... - Alison Walker!! To był cios poniżej pasa! -wrzasnął chłopak. Był cały czerwony, nie jestem pewna czy to przez pomidora czy ze złości. 
   -Wcale nie poniżej pasa! Głowa jest o wiele wyżej! -krzyknęła brunetka i chwyciła za banana 
   -Odłóż tego banana wariatko! -Wzięłam kiść winogron i zaczęłam rzucać w Harry'ego. Louis nadal stał w tym samym miejscu od momentu, w którym rzuciłam w niego mąką. Był biały jak bałwan... Którym swoją drogą był. Odwróciłam się gwałtownie słysząc wielki huk i zobaczyłam Tomlinsona z beczką kiszonych ogórków nad głową. Niestety los sprawił, że jego wielka broń wylała się na niego... i na mnie. Super, tak bardzo się cieszę. Chwyciłam sos pomidorowy, z prędkością światła podbiegłam do chłopaka i wylałam mu zawartość puszki na głowę. Niestety po raz kolejny los... albo moja głupota sprawiły, że poślizgnęłam się na mieszance wody z ogórków i przecieru pomidorowego, i upadłam na Tomlinsona. Oboje leżeliśmy na ziemi, ja na nim. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wykożystała sytuacji. Owinęłam ręce wokół szyi chłopaka i zaczęliśmy uprawiać mini zapasy w pomidorowo ogórkowym sosie. Nie wiadomo jak i z kąd, ale po chwili byliśmy cali w soli, mące, pomidorach i wszystkich innym co było w tym sklepie. Harry i Alison nie wyglądali wcale lepiej. 
   Po około trzydziestu minutach walki w akcje wkroczyła właścicielka sklepu, która, na szczęście, słynęła z łagodności. Jednak jak się okazało, chciała najpierw żeby ktoś nas odebrał z miejsca zbrodni. Nawet to, że za wszystko zapłaciliśmy jej nie przekonało. Rodzice Alison razem z rodzicami Harry'ego pojechali na długi weekend nad jezioro i właśnie dlatego na pomoc przyszedł Alex, a także po chłopaków Niall Horan. 
   -Jak myślisz Niall? Chyba musimy wyciągnąć jakieś metody wychowawcze -mój kuzyn objął Horana ramieniem i obaj się zaśmiali. Obydwaj postanowili, że najlepiej będzie jeśli dadzą nam trochę czasu na przemyślenie swoich okropnych czynów i odebrali nas po godzinie, chciaż doszli by to tego sklepu w mniej więcej pięć minut. 
   -Alex myślę, że to niezwykle dobry pomysł! Niech zbudują wigwam zgody w lesie i spędzą tam 24 godziny! -wykrzyknął uradowany i razem z moim kuzynem przybili sobie piątkę.
   -Chyba sobie żartujecie! Ona prawie mnie zabiła bagietką! Nie mam zamiaru spędzić ani z Walker, ani z Rose 24 godzin w jakimś durnym wigwamie zgody! -wrzasnął Styles i ponownie zatrzął głową, a z jego włosów wydobył się biały pył. 
   -Dwadzieścia cztery godziny siedzenia, ale jeszcze musicie zbudować ten wigwam -westchnął Alex -Ale i tak to zrobicie. Idealnie się składa, bo przecież w poniedziałek jest święto i macie wolne od szkoły! - krzyknął ucieszony
   -Ale... 
   -Nie ma żadnego ale! Wiecie ile cudownego jedzenia zmarnowaliście?! - wykrzyknął farbowany blondyn, był chyba naprawdę mocno zżyty z jedzeniem -Dużo, jakbyście się nie zorientowali. Nie ma dyskusji, jutro o 9:03 spotkacie się na polanie w lesie za domem Louisa i Margaret, a potem zbudujecie wigwam zgody. I przeżyjecie w nim 24 godziny! Ja i Alex będziemy was obserwować. 

~~~Louis~~~

Szliśmy teraz we czwórkę za tymi dwoma idiotami, którzy omawiali plany jutrzejszego budowania wigwamu zgody. Margaret i Alison szły kawałek przed nami. Dlaczego Mag przefarbowała włosy na różowa akurat teraz? To ja je miałem jej przefarbować! Cholera znowu jestem zazdrosny o tą jej nową przyjaciółkę... Ona cię nienawidzi i ty Louis też jej nienawidzisz nie pamiętasz?! Gadam sam ze sobą... cudownie. Pamiętaj ty nienawidzisz Margaret, ona nienawidzi ciebie, ty nienawidzisz Margaret, ona nienawidzi ciebie... Ładnie jej w różowym... NIENAWIDZICIE SIĘ LOUIS!



Lekcja na dziś jest prosta. Nie wszystkie zmiany są dobre, ale niektóre są odjazdowe i mogą perfekcyjnie wbić nóż w serce. Nie każda wojna na jedzenie kończy się dobrze i nie każda miła staruszka ze spożywczaka pójdzie na piękne oczy...
   
~~~~~~ 

No i jest rozdział!
Po PRAWIE miesiącu przerwy... prawie, bo został mi jeden dzień hahah
Dedukuję ten rozdział dwóm cudownym dziewczynom Fay z bloga, którego sam skrót nazwy jest dłuższy niż cała moja - YGTGTOFAH, a także Charlie TH która przypomniała mi o tym, że muszę ten rozdział napisać.
Jak wam się podoba rozdział?
Następny mam nadzieję, że pojawi się za góra dwa tygodnie, a może nawet tydzień ;)
CZYTASZ= KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ
Jagoda
  


wtorek, 8 kwietnia 2014

Liebster Awards

Zasady:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym i nie nominujesz osoby, od której otrzymałeś nominacje) oraz zadajesz 11 pytań.
Nominację dostałam od cudownej Charlie TH

Pytania i odpowiedzi:

1. Gdzie widzisz siebie za 5 lat?Hmm mam nadzieję, że nie będę za kratkami
2. Jaka jest rzecz, której najbardziej się boisz?Burza, pająki, pokemony z facebooka, mordercy... mogę tak długo wymieniać
3. Ile masz lat?7 czerwca skończę 15 lat
4. Od jak dawna słuchasz 1D?Od mniej więcej roku może trochę dłużej
5. Co sądzisz o kłótniach fanów i wojnach między fandomami?To jest okropne, szczerzę tego nienawidzę
6. Twój ulubiony członek zespołu/ ulubiony wokalista?:Chciałabym powiedzieć, że nie mam ulubionego członka zespołu, bo kocham ich wszystkich tak samo, ale Louis zawszę będzie takim moim tym jedynym
7. Czy masz jakieś pomysły na nowe historie?Codziennie mam nowe pomysły, ale na początek chcę skończyć tą historię
8. Masz do wyboru:
- Spotkać się z swoim idolem,
-Dostać 1000000$
- Podróżować po świecie
Co wybierzesz?
Spotkanie z idolem
9. Gdzie chcesz mieszkać w przyszłości?W Londynie *tak typowo*
10. Ulubiony kolor?Strasznie lubię różowy *jestem chyba plastikiem*
11. Kto/ Co jest twoją inspiracją do tworzenia?Wydaję mi się, że jest to autorka ,, I Hope It Gives You Hell" jak przeczytałam to opowiadanie to musiałam zacząć pisać. Wcześniej też miałam taki zamiar, ale to opowiadanie mnie zmotywowało i tylko utwierdziło w fakcie, że imię Margaret jest idealne :)

Nominuję:
  • Fay
  • Seyl Tommo
  • Rouse
  • Mr Becky

    Na razie tylko te cztery osoby, postaram się dodać ich potem więcej

    Pytania:

    1. Co cię zainspirowało do pisania?
    2. Kiedy się urodziłaś?
    3. Ulubiony bromance (larry, lilo, ziall itp.)
    4. Masz jakieś zwierzęta?
    5. Igrzyska Śmierci czy Harry Potter?
    6. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
    7. Ulubiony wokalista/ członek zespołu
    8. Wolałabyś spaść z drzewa czy z drabiny?
    9. Co myślisz o kłótni między Larry Shippers i Elounor Shippers?
    10. Czekolada czy pizza (wiem najtrudniejsze pytanie świata)
    11. Ulubiony album 1D

    Co do rozdziału 5 to jestem w trakcie pisania go, ale już drugi raz zjadło mi połowę togo co napisałam :))))) Znów jestem chora, więc możliwe, że rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu.
    Jagoda




wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 4

Rozdział 4
,,On żyje w swoim świecie na swoim tęczowym kucyku”

   
-Poznajcie nowe członkinie naszej klasy – powiedział około trzydziestopięcioletni mężczyzna uśmiechając się do swoich wychowanków. Podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz, po chwili znów spojrzał na swoją klasę i podrapał się zdenerwowany po karku – chyba nie poznacie ich teraz, bo zniknęły.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem
    -A tak w ogóle to kto się do nas przepisał? - spytał farbowany blondyn wcinając orzeszki. U tego nauczyciela lekcje były... swobodne.
    -Z tego co mi wiadomo Niall to zostały przepisane na prośbę wychowawczyni – mężczyzna zaśmiał się i znów spojrzał w stronę drzwi – Ciekawe gdzie one są...
    -To dziewczyny?! - bożyszcze większości kobiet ze szkoły zaczęło podskakiwać jak piłka, chyba ze szczęścia, że zaliczy kolejne. Styles był specyficznym dzieckiem albo jak kto woli męską dziwką.
Drzwi od sali otworzyły się z głośnym hukiem i do sali weszły dwie dziewczyny. Były swoimi przeciwieństwami. Jedna niska blondynka i druga dość wysoka brunetka, miały grobowe miny, wyglądały trochę jakby przez ostatnie noce nie zmrużyły oka.
    -Dzień dobry trenerze – powiedziała niższa i podała mężczyźnie kartkę z informacją od dyrektora. Cała klasa ucichła widząc te dwie, wszyscy doskonale znali owe nowe członkinie klasy. Margaret i Alison patrzyły na swoją nową klasę z niemałym obrzydzeniem, a szczęki osób z ostatniej ławki leżały gdzieś na podłodze. Wszyscy członkowie drużyny piłkarskiej, którzy należeli do tej klasy mieli na twarzach wymalowane najróżniejsze emocje, od zażenowania przez szok po totalne wkurwienie.
    -Dobrze, w takim razie tam macie wolną ławkę – mężczyzna wskazał na rząd tuż przed One Direction, a Margaret jęknęła żałośnie. Alison poklepała ją po plecach i pociągnęła w stronę ławki -Czekajcie! - zawołał nauczyciel – Przedstawcie się nam jeszcze – mężczyzna nieświadomy, że właśnie nokautuję przyjaciółki uśmiechnął się do nich i usiadł za biurkiem. Dziewczyny popatrzyły na siebie i chyba telepatycznie przekazały sobie jakąś niezwykle ważną wiadomość podtrzymującą na duchu.
-Margaret – powiedziała blondynka i popatrzyła na swoją towarzyszkę, która szybko się przedstawiła i po chwili obie siedziały w ławce prawie na samym końcu klasy.
~~~ Alison ~~~


Damy radę, damy radę, damy radę... cholera przecież sama w to
nie wierze. Minęło dopiero dziesięć minut odkąd siedzimy przed tymi debilami, a Margaret już trzy razy próbowała rzucić się na Tomlinsona i rysuję już piątą jego karykaturę z poderżniętym gardłem na tyle mojego zeszytu od geografii. Przynajmniej już się nie trzęsie ze złości. Odwróciłam się z stronę okna i starałam się ignorować odgłosy chrupania z ławki za mną. Nagle przed moim nosem wylądowała mała karteczka na której rozpoznałam dziwne pismo Mag, oczywiście pisała na różowo, kto by się spodziewał, to był jej blondniczy (spróbuj tylko ruszyć to słowo Weronika to ci nogi z tyłka powyrywam xd) instynkt.

Wprowadzisz się do mnie na tydzień? Będzie biba xd
Twoi rodzice gdzieś jadą? lol

Na zjazd absolwentów, to chcesz?

Zapytam się jeszcze rodziców, ale pewnie się zgodzą hahaha ejj będziemy same?

Będzie mój starszy o trzy lata kuzyn, bo mam zakaz zostawania sama w domu na dłużej do 18 roku życia xd
Co? hahahahaha czemu?

... nieważne

Tydzień z Margaret i jej kuzynem? To może być ciekawe, bo jak się już zdążyłam przekonać nikt z rodziny Rose do normalnych nie należy...

~~~Margaret~~~

    -Proszę was, ale naprawdę nie używajcie ognia, nie zniszczcie lodówki i ogólnie jak wrócimy to niech dom będzie stał cały - tata i mama chodzili po całym pokoju, i od dziesięciu minut tłumaczyli mi, i Alex'owi czego mamy nie robić. Alex Rose czyli mój kuzyn- opiekun, który na opiekuna się ani trochę nie nadaję. Al jest ode mnie o trzy lata starszy, ale zachowuję się jak pięcioletnie dziecko.
    -Postaramy się niczego nie zniszczyć Billy - chłopak szturchnął mnie w ramie i zabawnie poruszył brwiami. Mój tata popatrzył ma nas i pokręcił z politowaniem głową, pewnie gdyby mógł to by tu z nami został, i razem zrównalibyśmy chałupę z ziemią.
    -Musimy się już zbierać, papa kochamy was! - mama pomachała wesoło w naszą stronę i wybiegła z domu, Alex pociągnął mnie za rękę w stronę okna w kuchni, i oboje przyczailiśmy się tak aby widzieć poczynania rodziców. Dorośli wrzucili w błyskawicznym tempie walizki do bagażnika, a potem wbiegli do domu Tomlinsonów. Rodzice tego dupka też jadą, a u niego z tego co wiem nocuję jego 'stado'. Mark i Jay wybiegli z domu razem z moimi rodzicami, a potem w tempie strusia pędziwiatra wskoczyli do samochodu. Czekaliśmy do momentu w którym samochód zniknie z pola widzenia, a gdy już nie było go na horyzoncie szczęśliwi wpadliśmy sobie w ramiona.
    -Tak dawno cię nie widziałem mała! - wykrzyknął podnosząc mnie do góry. Alex miał prawie dwa metry i był niezwykle umięśniony. Zawsze przypominał mi Emmet'a ze Zmierzchu i to nie tylko wyglądem, ale także zachowaniem. Był po prostu idiotą, nie wiem dlaczego moi rodzice uważali, że on jest odpowiednim opiekunem dla mnie. Chłopak pisnął i wsadził mnie na stół, a ja ze szczęścia zaczęłam tańczyć chociaż po minie mojego kuzyna wnioskuję, że bardziej przypominało to jakiś afrykański rytuał.
    -Mała przystopuj – Alex otarł łzy szczęścia i zdjął mnie z blatu – Jak tak Louis Tomlinson? Może u niego zawitamy? - chłopak uśmiechnął się jak rasowy psychopata i wyjrzał przez okno w którym było widać całe One Direction. Kiedyś razem w trójkę gdy Alex był w Lakenwood, a było to bardzo często, byliśmy nierozłączni.
    -Nie... nie dzisiaj – powiedziałam z chytrym uśmieszkiem. Chłopak wyszczerzył się jeszcze szerzej chociaż myślałam, że to nie możliwe.
    -O której ma przyjechać ta cała Alison? - zapytał i pochylił się nade mną. Al był jedyną osobą, która miała prawo żartować sobie z mojego wzrostu, kiedyś mógł jeszcze jeden osobnik, ale teraz jest za wspaniały dzień by o nim wspominać.
    -Powinna się pojawić za... - popatrzyłam na zegar wiszący na ścianie, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo obok mnie zmaterializowała się brunetka
    -Jezu złodziej! Boże Margaret uciekaj! - Alex zaczął biegać po kuchni we wszystkie możliwe strony, ale gdy zobaczył, że nawet się nie ruszyłam stanął -To nie złodziej? - Alison leżała na ziemi i płakała ze śmiechu, a ja po prostu nie umiałam z siebie wydobyć żadnego słowa. Boże widzisz, a nie grzmisz. Dlaczego moi rodzice uważają, że on się nadaję żeby zająć się domem?! Zmieszany chłopak uśmiechnął się jakby nigdy nic i poprawił swoje czarne włosy. -Jestem Alex
    -Alison – brunetka wstała z ziemi i została przyciśnięta przez Ala w niedźwiedzim uścisku. Pewnie chodzi o tą niezwykłą więź między osobami, które mają imię na tą samą literę. Gdy chłopak puścił moją przyjaciółkę ponownie się do mnie wyszczerzył i pobiegł na górę. Szybko razem z Ali ruszyłyśmy za nim. Nigdy nie wiadomo co temu imbecylowi przyjdzie do głowy. Alex wyciągnął coś z walizki i pobiegł do mojego pokoju, a tam rzucił się na moje łóżko.

Pamiętasz wyjazd do Meksyku gdy byłaś w szóstej klasie? Wtedy gdy ten koleś dał man jakieś ziółka, ale rodzice nam je zabrali? Znalazłem je, ciekawe co w nich jest?
      – Mam pomysł, spalmy to, jak nas coś jebnie, to znaczy, ze dobry towar, jak nie to się
okaże że to zwykłe ziółka. – Alison opierała się o ścianę i patrzyła na nas, pomysł miała niezły, nie wiedziałam, że z mojej przyjaciółki taki rebel. Paliłam takie rzeczy tylko raz w życiu i jak nie trudno się domyślić to właśnie z tym gościem leżącym na moim łóżku. Alex zrobił dla nas miejsce więc rzuciłyśmy się na łóżko w znaleźliśmy sobie wygodne pozycję. Alex dał mi jednego skręta, drugiego dal Alison, a trzeci wziął dla siebie.
Wyciągnęłam moją zapalniczkę zippo i odpaliłam nam to ustrojstwo.
Smakowało całkiem, całkiem. Było jak mięta połączona z rumiankiem i lekką nutą
maryśki. Zawsze gdy byliśmy w odwiedzinach u Ala piliśmy herbatę z tego, wcześniej, w napoju nie było tego czuć. Czy to możliwe, żeby ten stary facet kazał nam pić napar z marihuany? I to dzieciom?! No nie mów, to nie mogło być prawdą. Dlaczego trzy czwarte worka wypiliśmy zamiast wypalić?! Dobra może dlatego, że wtedy byłam dzieckiem...
    – Mała ja tu czuję marychę. – Alex powiedział pewnie i zaczął się śmiać.
    – Ja też. – Alison miała usta rozciągnięte w uśmiechu, nie wiedziałam, że wcześniej paliła takie rzeczy, zdarzyło nam się zapalić papierosa, ale to tyle – I to całkiem dobry towar.
Ok. nie dziwiłam się, że nas wzięło. Każde z nas wypaliło całego skręta. Z reguły jeden z Alexem
nam wystarczał. Nie ważne ile tam było innych ziół, a ile marychy, wciąż mieliśmy przesrane, ponieważ miałyśmy pomóc razem z Alison dziewczynom z naszej klasy z balem jakimś tam.
Odsunęłam moją komodę i otworzyłam tajemną skrytkę.
    – Co tam masz? – Alex zajrzał mi przez ramie, tym samym spadając z łóżka, za bardzo
się wychylał. Zaczęłyśmy się śmiać z niego.
    – To moja skrytka. Mam tu jedne zapasowe, czyste skarpety. Paczkę papierosów,
butelkę Gordonsa i jakieś słodycze, coś chcecie?
    – A masz tam chipsy? – Alex popatrzył na mnie z ziemi, gdzie wygodnie sobie leżał na
brzuchu. Rzuciłam mu paczkę jakiś paprykowych chipsów. Alison dostała snickersa, a
sama wyciągnęłam paczkę papierosów. Otworzyłam okno i zapaliłam jednego.
    – Mamy przejebane. Dziewczyny nas wyczują. – Alison śmiała się z nas. Nie wiem co było w tym takiego śmiesznego to przecież jej dotyczyło.
    – Mała, jem te chipsy i jem, i jem, a one nie ubywają, jest ich tyle co było, a jem je już z
pół godziny, co jest? –Alex zaczął rozwodzić się na temat chipsów, a ja śmiałam się tak
mocno, że zaczęłam kaszleć.
Wyrzuciłam niedopałek przez okno, była dziś okropna pogoda, więc nie było mowy o tym, że
coś mogłoby się spalić.
Usiadłam na łóżku i patrzyłam w przestrzeń, zauważyłam, że Alison podchodzi do mojego
tajnego schowka i wyciąga butelkę. Wypiła łyk, później drugi, podała butelkę mi, zrobiłam to
samo i podałam butelkę Alexowi. Nie było tak źle, nie wiedzieć czemu, żadne z nas nie
skrzywiło się na smak alkoholu. Wchodziło jak woda. Po kilku takich rundkach płyn się
skończył. Wtedy Alex zerwał się z podłogi i wykrzyknął:
    – Ej młoda będę mieć dziecko! - Alison popatrzyła na Alexa z niezrozumieniem
    - Jego narzeczona jest w ciąży – wytłumaczyłam po czym zwróciłam się do Alexa – Nie da się ukryć, Miley wygląda jak słonica. – Roześmiałam się, dostałam od Alison po głowie. – Ał, za co to?
    – Wybacz, nawyk mojej mamy, ona pewnie by tak zrobiła. – Wyszczerzyła się do mnie.
Rzuciłam się na nią i zaczęłyśmy się turlać po łóżku, w końcu spadłyśmy na dywan,
niestety to Alison spadła na mnie, nie na odwrót.
    – Ok. laleczki, koniec tych zapasów w kiślu. W pokoju gościnnym wciąż są te
wszystkie poduszki? – Pokiwałam głową. Pokój był zakurzony i zamknięty, za każdym razem gdy
przechodziłam obok niego wzdrygałam się, to był zakazany pokój. – Więc zrobimy mojemu dziecku maskotkę!
    – Alex, to są poduszki, nie miski. – Alison wciąż na mnie siedziała, trzymając mnie za
ręce i starała się na mnie plunąć, musiałam się bronić, przeturlałam się i sama na niej
usiadłam.
    – Dziewczynki, koniec tej gry wstępnej, tatuś Alex ma plan! – Wyszczerzył się.
Zeszłam Alison, ale złapała mnie za nogę i pociągnęła, wywaliłam się, a ona chichotała jak
nienormalna.
    – Debilka – rzuciłam, jak już się pozbierałam. Ta tylko otrzepywała się z nieistniejącego
kurzu. – Oświeć mnie – zatoczyłam się lekko. – Jaki jest twój plan wielki T.
   – Wielki T.? – zapytał z głupim uśmieszkiem.
   – Wielki tato.
   – Eeee, myślałem, ze wielki Trojanie – parsknęłam, Alison wciąż otrzepywała swoje
kolana. Trąciłam ją łokciem, a ta się wywróciła. Zajebiście zabawne. – Spokój! –
wrzasnął. Mogę się założyć, że jelenie w lesie się spłoszyły. Biedne jelenie. – A czemu ty
masz taką smutną minę?
    – Wystraszyłeś jelenie, a ja lubię jelenie. – Wzruszyłam ramionami, a Alex zrobił
face palm, może za mocno bo aż się skrzywił, ale nie obchodziło mnie to.
Te jelenie serio miały przesrane, czy ciepło, czy zimno one takie biedne, muszą biegać po lesie, nikt ich nie dokarmia...
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam wychodzić z pokoju.
    – A ty gdzie idziesz? – Alison wstała z podłogi i znów wytrzepywała swoje kolana.
    – Idę dokarmić jelenie – rzuciłam przez ramie i chciałam iść po jakieś jedzenie do
kuchni, ale wróciłam się do pokoju. – Eee, a co jedzą jelenie? – zapytałam.
    – Twoje zwłoki, jak zaraz nie zaczniesz współpracować z tatą Alexem! – warknął na mnie i zaciągnął mnie do dawnego pokoju gościnnego, wrzucił mnie do niego i poszedł do Alison, którą widocznie wciągnęło otrzepywanie kolan. Może ona rzeczywiście miał jakieś plamy? Muszę się temu bliżej przyjrzeć.
Kiedy weszli do mnie uklęknęłam i zaczęłam oglądać jej kolana.
    – Widzisz te plamy? – zapytała Alis. – Takie duże, czerwone, młoda mi chyba leci krew –
powiedziała pewnie, zaczęłam dotykać jej kolan.
    – Niieee, nic tu nie ma, są suche, odpuść. – Wstałam i popatrzyłam na swoje ręce, które
były brązowe.. – Eeej, tam serio coś jest. – Ponownie opadłam na kolana. Wtedy doleciał
do mnie zapach czekolady. – Stara co zrobiłaś z batonem, który ci dałam?
    – Skąd mam wiedzieć?
    – Jesteś cała w czekoladzie – powiedziałam i oblizałam rękę. – Mhhhmmm całkiem
dobre. – Wzruszyłem ramionami i poszłam umyć ręce. Alex w tym czasie ciągle wchodził i wychodził z pokoju, przynosząc co chwilę jakieś rzeczy.
    – Al, a co ty robisz? – Złapałam go za ramie, kiedy tak w pewnym momencie znów
chciał wyjść, normalnie biegał jak struś pędziwiatr czy inne gówno. Jakby nawet nie zauważył, że go trzymam, choć zacisnąłem rękę dość mocno na jego ramieniu, pociągnął mnie, nie utrzymałam równowagi i runęłam jak długa, co oczywiście rozbawiło Alison tak, że się biedna prawie popłakała. Alex wszedł i wyszedł jeszcze kilka razy, aż w końcu usiadł zmachany i cały mokry od potu, na starym łóżku.
    – Więc tak – wepchał mi w ręce jakieś coś, co mnie ukłuło i w szoku stwierdziłam, że to
igła – uszyjemy dla niej miśka.
    – Ale w sensie, że co masz na myśli mówiąc USZYJEMY?! – Alison wydarła się na niego i
zbladła. – Chłopie ja się pokuję, wykrwawię, ja już krwawię z kolan.
    – Alis, to czekolada.
    – JA KRWAWIĘ CZEKOLADĄ?! – wydarła się przestraszona. Alex znów westchnął i
podrapał się po głowie w porażce, ja się śmiałam tak mocno, że nie potrafiłam logicznie
myśleć. Igła mi wypadła, upadłam na nią i wbiłam sobie ją w stopę.
Zaczęłam podskakiwać i kląć.
    – Dzieci! – Wrzasnął Alex. Posądził mnie na łóżku i wyciągnął mi igłę, wytarł ja o
moje spodnie i mi ją podał. Do Alison podszedł, położył jej ręce na ramionach i powiedział
spokojnie: – Alison, nie krwawisz czekoladą, cholera gdyby tak było, już dawno wypiłbym
twoją krew! – Odszedł kręcąc głową.
Alis podeszła do mnie i szepnęła przerażona:
    – Alex jest wampirem, sam mi to powiedział! – Usiadła w najdalszym końcu pokoju i
starała się bawić igłą tak, aby się nie ukłuć. Bała się, że Alex wyssie z niej krew.
    – Więc tak frajerki, wasze zadanie to zszycie tych dwóch prześcieradeł tak, jakbyście
robili pościel, żeby jedna strona była nie zaszyta, kapiszi?
Byłam w szoku, ale on serio miał plan. Sam zaczął łączyć na łóżku poduszki i po wieczności udało nam się zrobić miśka. Był kulawy, jedno oko miał inne niż drugie, uśmiechał się jakby był szczerbaty, trochę krzywo go zszyliśmy, ale ogólnie był najpiękniejszym miśkiem jakiego kiedykolwiek widziałam.
    – Jestem głodny – mruknął Alex i jakimś cholernym cudem wszyscy się podnieśliśmy i zaczęliśmy biec do kuchni.
Znaleźliśmy tam garnek z zupą pomidorową, ale Alex chciał koniecznie aby była
z ryżem, więc wsypaliśmy do niej najpierw trochę ryżu i pozwoliliśmy się jej gotować.
Potem jeszcze trochę, aż w końcu całe opakowanie ryżu w niej było, bo wciąż tego ryżu
było mało. Zupa się gotowała, a my poszliśmy usiąść przed telewizorem, skakaliśmy z kanału na
kanał, aż w końcu poczułam zapach spalenizny. Pobiegłam do kuchni, a tam zupa żyła swoim
życiem. Zaczęła wychodzić z garnka. To znaczy ryż, to znaczy… O MATKO! Szybko
wyłączyłam gaz i patrzyłam na to co się stało.
Za to Alex niczym nie przejęty wszedł do kuchni.
    – O zupa gotowa, chodź Alison. – Wziął chochle, płaski talerz, widelec, nałożył sobie
trochę tego ryżu w sosie pomidorowym, bo jakby włożyć łyżkę do tej zupy to by stała.
Alex usiadł przy stole i zaczął jeść.
    – Eeej, dobra ta zupa – pochwalił i nałożył sobie kolejną porcję. Tym razem to była
moja kolej na zrobienie facepalm’u.
Patrzyłam na te dwa dziwaki, które jadły zupę z płaskiego talerza, widelcem, ryż
im się przesmykał między ząbkami. Ale co tam, wzruszyłam ramionami, wzięłam łyżkę i
jadłam prosto z garnka. Poparzyłam sobie język, ale zupa była dobra.
Oczywiście w pewnym momencie idylla się skończyła. Zadzwonił mój telefon, a ja
spostrzegłam, że na dworze jest ciemno.
    – Maaaarrrgarreeet? Gdzie jesteś? – Perrie.
    – Ooo Perrie! Moja znajoma z klasy, jak ja cię kocham, wiesz, ze cię kocham? Czy ja ci mówiłam dzisiaj, że cię kocham?
    – Jesteś pijana! Dlaczego jesteś pijana? – zapytała podejrzliwie.
    –Alex, dlaczego jestem pijana? – zapytałam kuzyna.
    – Bo będę ojcem! – odpowiedział z pełnymi ustami makaronu, nieugotowanego,
który znalazł w szafce. Chrupało mu między zębami.
    – Bo Alex będzie ojcem? – zapytałam dziewczyny.
    – Jesteś pijana, bo Alex będzie ojcem? Tylko kto to Alex? I dlaczego teraz się upiłaś i to z chłopakiem, a nie z kobietą która zaszła z ciążę? – dopytywała.
    – Ej, Perrie, nie oceniaj mnie. Jestem tylko dziewczyną, którą wszyscy obrażają i jest szkolną ofiarą skąd mam wiedzieć takie rzeczy? Alison pomocy! – Rzuciłam telefonem w dziewczynę, o dziwo złapała
    – Słucham? A Perrie cześć, nie, nie dawaj mi Danielle, ja nie jestem pijana Perrrrieee!!! –zapłakała i oddała telefon Alexowi.
    –O część nieznajoma dziewczyno o pociągającym głosie. Co tam u ciebie? Nie ja pijany skąd? Margaret uważaj helikopter! – wrzasnął a ja schyliłam się. Jednak to była tylko mucha, nie helikopter. – Nie, oczywiście,że nie potrzeba żebyście tu przyjeżdżały, świetnie sobie dajemy rade. Właśnie zjedliśmy obiad, nie, nie musisz mi dawać Jade, ktokolwiek to jest. Zresztą ja już muszę kończyć, kooocham was! – Rozłączył się i oddał mi telefon.
    – Mamy przejebane, prawda? – zapytałam. Alison i Alex pokiwali głowami. – Więc
napadniemy na barek rodziców, skoro i tak jesteśmy już martwi? - Obydwoje pokiwali głowami i nalaliśmy sobie po szklance whiskey, później wznieśliśmy toast jakimś innym napojem wysokoprocentowym, złapaliśmy po piwie, upiliśmy trochę jakiegoś słodkiego czegoś,
co pewnie piła moja mama. Na koniec leżeliśmy na kanapie w salonie i graliśmy w gry wideo.
Oczywiście moje ukochane cheerleaderki musiały w tym czasie przyjechać i nam przerwać cudowny wieczór.
    – O mój boże! – sapnęły wszystkie patrząc na was.
    – Co braliście?
    – Czemu tu tak śmierdzi?
    – Ile wypiliście?
    – Śmierdzicie fajkami.
    – Alison/Margaret/Ty ładny chłopaku!!! – wrzasnęły na koniec.
    – Ale że coś się stało? – Alex lekko przysnął i przebudził się, akurat jak wrzasnęły, –Pali się, gdzie się pali? Uważajcie! – Wstał i zaczął biec w ich kierunku. Chciał je przykryć swoim ciałem, co w tym wypadku oznaczało rzucenie się na nie. Mogły tego nie przeżyć.
    – Stój gdzie stoisz wysoki i umięśniony kolego Margaret i Alison! – Danielle założyła ręce na piersi. – Co tu się działo? Natychmiast macie nam to wytłumaczyć!
    – Pamiętacie tą herbatę od szamana? – zapytałam. Dziewczyny popatrzyły na siebie nic nie rozumiejąc jednak to olałam i opowiadałam dalej – Bo Alex ją znalazł. Okazało się, że to mieszanka marychy, rumianku i mięty. No i myśmy trochę jej spalili – wyznałam, pochylając głowę i czując się jak dziecko w przedszkolu.
    – Pantoflarz! – Alison syknęła w moją stronę, ale po chwili chyba się zorientowała, że coś nie pasuję
    -Wiecie co? Jesteście fajni – wyznała Perrie i usiadła na oparciu kanapy – Możemy z wami zostać? - podniosłam ze zdziwienia głowę, zawahałam się chwilę, ale potem pokiwałam głową na zgodę. Alex widząc to wyciągnął w kieszeni kolejne dwa skręty i podał nowym koleżanką.
    - Jestem Alex i moja narzeczona jest w czwartym miesiącu ciąży – kuzyn wyszczerzył się w stronę Danielle i Perrie, które także się przedstawiły i zaczęły rozmawiać z nim o dziecku. Ich uśmiechy z minuty na minutę powiększały się. Nachyliłam się nad Alison
    -Czy ty widzisz i słyszysz to samo co ja? - dziewczyna pokiwała głową
    -Jaki magiczny proszek przyniósł na sobie twój kuzyn?

~~~Louis~~~

Alex Rose Alex Rose cholerny Alex Rose! Kuzyn Margaret albo jak kto woli dziecko większe niż ja i ten blond krasnal razem wzięci... Jeśli to możliwe. Kuzyn mojej byłej przyjaciółki od zawsze był nienormalny, a jego przebywanie z Margaret zawsze oznaczało kłopoty. Za czasów gdy z Mag się przyjaźniliśmy razem z młodymi Rose'ami odprawialiśmy takie idiotyzmy, że pewnie to miasto jak i Doncaster zapamięta je na wieki. Gdy Alex się dowiedział, że już się nie przyjaźnie z jego kuzynką i ona przeze mnie podobno cierpiała, ja to pamiętam inaczej, chłopak pożądanie nakopał mi do dupy. Tak, są osoby, które nie boją mi się przeciwstawić. Od tamtego czasu nie jestem w dobrych stosunkach z Alexem, chociaż kiedyś bardzo go lubiłem, ale to inna historia. Dlaczego 'cholerny' Alex Rose? Odpowiedz jest prosta, chłopak tak samo jak kuzynka ma na drugie imię zemsta. Zawsze gdy przyjeżdża albo budzie się w lesie lub przypadkowo zjadam paczka z nadzieniem majonezowym, nie polecam.

~~~

Witam! 
Jest piątek wiec dodaje nowy rozdział. Jak widzicie w tej notce o  chłopakach jest bardzo, bardzo mało, ale po prostu musiałam wam pokazać postać Alexa. W następnym rozdziale sie zrewanżuje :) Chciałabym tez podziękować takiej jednej szantarzystce dzięki ktorej rozdział pojawia sie juz dzisiaj. Ty wiesz, ze o cb chodzi •+• 
Czytam = komentuję