wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 4

Rozdział 4
,,On żyje w swoim świecie na swoim tęczowym kucyku”

   
-Poznajcie nowe członkinie naszej klasy – powiedział około trzydziestopięcioletni mężczyzna uśmiechając się do swoich wychowanków. Podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz, po chwili znów spojrzał na swoją klasę i podrapał się zdenerwowany po karku – chyba nie poznacie ich teraz, bo zniknęły.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem
    -A tak w ogóle to kto się do nas przepisał? - spytał farbowany blondyn wcinając orzeszki. U tego nauczyciela lekcje były... swobodne.
    -Z tego co mi wiadomo Niall to zostały przepisane na prośbę wychowawczyni – mężczyzna zaśmiał się i znów spojrzał w stronę drzwi – Ciekawe gdzie one są...
    -To dziewczyny?! - bożyszcze większości kobiet ze szkoły zaczęło podskakiwać jak piłka, chyba ze szczęścia, że zaliczy kolejne. Styles był specyficznym dzieckiem albo jak kto woli męską dziwką.
Drzwi od sali otworzyły się z głośnym hukiem i do sali weszły dwie dziewczyny. Były swoimi przeciwieństwami. Jedna niska blondynka i druga dość wysoka brunetka, miały grobowe miny, wyglądały trochę jakby przez ostatnie noce nie zmrużyły oka.
    -Dzień dobry trenerze – powiedziała niższa i podała mężczyźnie kartkę z informacją od dyrektora. Cała klasa ucichła widząc te dwie, wszyscy doskonale znali owe nowe członkinie klasy. Margaret i Alison patrzyły na swoją nową klasę z niemałym obrzydzeniem, a szczęki osób z ostatniej ławki leżały gdzieś na podłodze. Wszyscy członkowie drużyny piłkarskiej, którzy należeli do tej klasy mieli na twarzach wymalowane najróżniejsze emocje, od zażenowania przez szok po totalne wkurwienie.
    -Dobrze, w takim razie tam macie wolną ławkę – mężczyzna wskazał na rząd tuż przed One Direction, a Margaret jęknęła żałośnie. Alison poklepała ją po plecach i pociągnęła w stronę ławki -Czekajcie! - zawołał nauczyciel – Przedstawcie się nam jeszcze – mężczyzna nieświadomy, że właśnie nokautuję przyjaciółki uśmiechnął się do nich i usiadł za biurkiem. Dziewczyny popatrzyły na siebie i chyba telepatycznie przekazały sobie jakąś niezwykle ważną wiadomość podtrzymującą na duchu.
-Margaret – powiedziała blondynka i popatrzyła na swoją towarzyszkę, która szybko się przedstawiła i po chwili obie siedziały w ławce prawie na samym końcu klasy.
~~~ Alison ~~~


Damy radę, damy radę, damy radę... cholera przecież sama w to
nie wierze. Minęło dopiero dziesięć minut odkąd siedzimy przed tymi debilami, a Margaret już trzy razy próbowała rzucić się na Tomlinsona i rysuję już piątą jego karykaturę z poderżniętym gardłem na tyle mojego zeszytu od geografii. Przynajmniej już się nie trzęsie ze złości. Odwróciłam się z stronę okna i starałam się ignorować odgłosy chrupania z ławki za mną. Nagle przed moim nosem wylądowała mała karteczka na której rozpoznałam dziwne pismo Mag, oczywiście pisała na różowo, kto by się spodziewał, to był jej blondniczy (spróbuj tylko ruszyć to słowo Weronika to ci nogi z tyłka powyrywam xd) instynkt.

Wprowadzisz się do mnie na tydzień? Będzie biba xd
Twoi rodzice gdzieś jadą? lol

Na zjazd absolwentów, to chcesz?

Zapytam się jeszcze rodziców, ale pewnie się zgodzą hahaha ejj będziemy same?

Będzie mój starszy o trzy lata kuzyn, bo mam zakaz zostawania sama w domu na dłużej do 18 roku życia xd
Co? hahahahaha czemu?

... nieważne

Tydzień z Margaret i jej kuzynem? To może być ciekawe, bo jak się już zdążyłam przekonać nikt z rodziny Rose do normalnych nie należy...

~~~Margaret~~~

    -Proszę was, ale naprawdę nie używajcie ognia, nie zniszczcie lodówki i ogólnie jak wrócimy to niech dom będzie stał cały - tata i mama chodzili po całym pokoju, i od dziesięciu minut tłumaczyli mi, i Alex'owi czego mamy nie robić. Alex Rose czyli mój kuzyn- opiekun, który na opiekuna się ani trochę nie nadaję. Al jest ode mnie o trzy lata starszy, ale zachowuję się jak pięcioletnie dziecko.
    -Postaramy się niczego nie zniszczyć Billy - chłopak szturchnął mnie w ramie i zabawnie poruszył brwiami. Mój tata popatrzył ma nas i pokręcił z politowaniem głową, pewnie gdyby mógł to by tu z nami został, i razem zrównalibyśmy chałupę z ziemią.
    -Musimy się już zbierać, papa kochamy was! - mama pomachała wesoło w naszą stronę i wybiegła z domu, Alex pociągnął mnie za rękę w stronę okna w kuchni, i oboje przyczailiśmy się tak aby widzieć poczynania rodziców. Dorośli wrzucili w błyskawicznym tempie walizki do bagażnika, a potem wbiegli do domu Tomlinsonów. Rodzice tego dupka też jadą, a u niego z tego co wiem nocuję jego 'stado'. Mark i Jay wybiegli z domu razem z moimi rodzicami, a potem w tempie strusia pędziwiatra wskoczyli do samochodu. Czekaliśmy do momentu w którym samochód zniknie z pola widzenia, a gdy już nie było go na horyzoncie szczęśliwi wpadliśmy sobie w ramiona.
    -Tak dawno cię nie widziałem mała! - wykrzyknął podnosząc mnie do góry. Alex miał prawie dwa metry i był niezwykle umięśniony. Zawsze przypominał mi Emmet'a ze Zmierzchu i to nie tylko wyglądem, ale także zachowaniem. Był po prostu idiotą, nie wiem dlaczego moi rodzice uważali, że on jest odpowiednim opiekunem dla mnie. Chłopak pisnął i wsadził mnie na stół, a ja ze szczęścia zaczęłam tańczyć chociaż po minie mojego kuzyna wnioskuję, że bardziej przypominało to jakiś afrykański rytuał.
    -Mała przystopuj – Alex otarł łzy szczęścia i zdjął mnie z blatu – Jak tak Louis Tomlinson? Może u niego zawitamy? - chłopak uśmiechnął się jak rasowy psychopata i wyjrzał przez okno w którym było widać całe One Direction. Kiedyś razem w trójkę gdy Alex był w Lakenwood, a było to bardzo często, byliśmy nierozłączni.
    -Nie... nie dzisiaj – powiedziałam z chytrym uśmieszkiem. Chłopak wyszczerzył się jeszcze szerzej chociaż myślałam, że to nie możliwe.
    -O której ma przyjechać ta cała Alison? - zapytał i pochylił się nade mną. Al był jedyną osobą, która miała prawo żartować sobie z mojego wzrostu, kiedyś mógł jeszcze jeden osobnik, ale teraz jest za wspaniały dzień by o nim wspominać.
    -Powinna się pojawić za... - popatrzyłam na zegar wiszący na ścianie, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo obok mnie zmaterializowała się brunetka
    -Jezu złodziej! Boże Margaret uciekaj! - Alex zaczął biegać po kuchni we wszystkie możliwe strony, ale gdy zobaczył, że nawet się nie ruszyłam stanął -To nie złodziej? - Alison leżała na ziemi i płakała ze śmiechu, a ja po prostu nie umiałam z siebie wydobyć żadnego słowa. Boże widzisz, a nie grzmisz. Dlaczego moi rodzice uważają, że on się nadaję żeby zająć się domem?! Zmieszany chłopak uśmiechnął się jakby nigdy nic i poprawił swoje czarne włosy. -Jestem Alex
    -Alison – brunetka wstała z ziemi i została przyciśnięta przez Ala w niedźwiedzim uścisku. Pewnie chodzi o tą niezwykłą więź między osobami, które mają imię na tą samą literę. Gdy chłopak puścił moją przyjaciółkę ponownie się do mnie wyszczerzył i pobiegł na górę. Szybko razem z Ali ruszyłyśmy za nim. Nigdy nie wiadomo co temu imbecylowi przyjdzie do głowy. Alex wyciągnął coś z walizki i pobiegł do mojego pokoju, a tam rzucił się na moje łóżko.

Pamiętasz wyjazd do Meksyku gdy byłaś w szóstej klasie? Wtedy gdy ten koleś dał man jakieś ziółka, ale rodzice nam je zabrali? Znalazłem je, ciekawe co w nich jest?
      – Mam pomysł, spalmy to, jak nas coś jebnie, to znaczy, ze dobry towar, jak nie to się
okaże że to zwykłe ziółka. – Alison opierała się o ścianę i patrzyła na nas, pomysł miała niezły, nie wiedziałam, że z mojej przyjaciółki taki rebel. Paliłam takie rzeczy tylko raz w życiu i jak nie trudno się domyślić to właśnie z tym gościem leżącym na moim łóżku. Alex zrobił dla nas miejsce więc rzuciłyśmy się na łóżko w znaleźliśmy sobie wygodne pozycję. Alex dał mi jednego skręta, drugiego dal Alison, a trzeci wziął dla siebie.
Wyciągnęłam moją zapalniczkę zippo i odpaliłam nam to ustrojstwo.
Smakowało całkiem, całkiem. Było jak mięta połączona z rumiankiem i lekką nutą
maryśki. Zawsze gdy byliśmy w odwiedzinach u Ala piliśmy herbatę z tego, wcześniej, w napoju nie było tego czuć. Czy to możliwe, żeby ten stary facet kazał nam pić napar z marihuany? I to dzieciom?! No nie mów, to nie mogło być prawdą. Dlaczego trzy czwarte worka wypiliśmy zamiast wypalić?! Dobra może dlatego, że wtedy byłam dzieckiem...
    – Mała ja tu czuję marychę. – Alex powiedział pewnie i zaczął się śmiać.
    – Ja też. – Alison miała usta rozciągnięte w uśmiechu, nie wiedziałam, że wcześniej paliła takie rzeczy, zdarzyło nam się zapalić papierosa, ale to tyle – I to całkiem dobry towar.
Ok. nie dziwiłam się, że nas wzięło. Każde z nas wypaliło całego skręta. Z reguły jeden z Alexem
nam wystarczał. Nie ważne ile tam było innych ziół, a ile marychy, wciąż mieliśmy przesrane, ponieważ miałyśmy pomóc razem z Alison dziewczynom z naszej klasy z balem jakimś tam.
Odsunęłam moją komodę i otworzyłam tajemną skrytkę.
    – Co tam masz? – Alex zajrzał mi przez ramie, tym samym spadając z łóżka, za bardzo
się wychylał. Zaczęłyśmy się śmiać z niego.
    – To moja skrytka. Mam tu jedne zapasowe, czyste skarpety. Paczkę papierosów,
butelkę Gordonsa i jakieś słodycze, coś chcecie?
    – A masz tam chipsy? – Alex popatrzył na mnie z ziemi, gdzie wygodnie sobie leżał na
brzuchu. Rzuciłam mu paczkę jakiś paprykowych chipsów. Alison dostała snickersa, a
sama wyciągnęłam paczkę papierosów. Otworzyłam okno i zapaliłam jednego.
    – Mamy przejebane. Dziewczyny nas wyczują. – Alison śmiała się z nas. Nie wiem co było w tym takiego śmiesznego to przecież jej dotyczyło.
    – Mała, jem te chipsy i jem, i jem, a one nie ubywają, jest ich tyle co było, a jem je już z
pół godziny, co jest? –Alex zaczął rozwodzić się na temat chipsów, a ja śmiałam się tak
mocno, że zaczęłam kaszleć.
Wyrzuciłam niedopałek przez okno, była dziś okropna pogoda, więc nie było mowy o tym, że
coś mogłoby się spalić.
Usiadłam na łóżku i patrzyłam w przestrzeń, zauważyłam, że Alison podchodzi do mojego
tajnego schowka i wyciąga butelkę. Wypiła łyk, później drugi, podała butelkę mi, zrobiłam to
samo i podałam butelkę Alexowi. Nie było tak źle, nie wiedzieć czemu, żadne z nas nie
skrzywiło się na smak alkoholu. Wchodziło jak woda. Po kilku takich rundkach płyn się
skończył. Wtedy Alex zerwał się z podłogi i wykrzyknął:
    – Ej młoda będę mieć dziecko! - Alison popatrzyła na Alexa z niezrozumieniem
    - Jego narzeczona jest w ciąży – wytłumaczyłam po czym zwróciłam się do Alexa – Nie da się ukryć, Miley wygląda jak słonica. – Roześmiałam się, dostałam od Alison po głowie. – Ał, za co to?
    – Wybacz, nawyk mojej mamy, ona pewnie by tak zrobiła. – Wyszczerzyła się do mnie.
Rzuciłam się na nią i zaczęłyśmy się turlać po łóżku, w końcu spadłyśmy na dywan,
niestety to Alison spadła na mnie, nie na odwrót.
    – Ok. laleczki, koniec tych zapasów w kiślu. W pokoju gościnnym wciąż są te
wszystkie poduszki? – Pokiwałam głową. Pokój był zakurzony i zamknięty, za każdym razem gdy
przechodziłam obok niego wzdrygałam się, to był zakazany pokój. – Więc zrobimy mojemu dziecku maskotkę!
    – Alex, to są poduszki, nie miski. – Alison wciąż na mnie siedziała, trzymając mnie za
ręce i starała się na mnie plunąć, musiałam się bronić, przeturlałam się i sama na niej
usiadłam.
    – Dziewczynki, koniec tej gry wstępnej, tatuś Alex ma plan! – Wyszczerzył się.
Zeszłam Alison, ale złapała mnie za nogę i pociągnęła, wywaliłam się, a ona chichotała jak
nienormalna.
    – Debilka – rzuciłam, jak już się pozbierałam. Ta tylko otrzepywała się z nieistniejącego
kurzu. – Oświeć mnie – zatoczyłam się lekko. – Jaki jest twój plan wielki T.
   – Wielki T.? – zapytał z głupim uśmieszkiem.
   – Wielki tato.
   – Eeee, myślałem, ze wielki Trojanie – parsknęłam, Alison wciąż otrzepywała swoje
kolana. Trąciłam ją łokciem, a ta się wywróciła. Zajebiście zabawne. – Spokój! –
wrzasnął. Mogę się założyć, że jelenie w lesie się spłoszyły. Biedne jelenie. – A czemu ty
masz taką smutną minę?
    – Wystraszyłeś jelenie, a ja lubię jelenie. – Wzruszyłam ramionami, a Alex zrobił
face palm, może za mocno bo aż się skrzywił, ale nie obchodziło mnie to.
Te jelenie serio miały przesrane, czy ciepło, czy zimno one takie biedne, muszą biegać po lesie, nikt ich nie dokarmia...
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam wychodzić z pokoju.
    – A ty gdzie idziesz? – Alison wstała z podłogi i znów wytrzepywała swoje kolana.
    – Idę dokarmić jelenie – rzuciłam przez ramie i chciałam iść po jakieś jedzenie do
kuchni, ale wróciłam się do pokoju. – Eee, a co jedzą jelenie? – zapytałam.
    – Twoje zwłoki, jak zaraz nie zaczniesz współpracować z tatą Alexem! – warknął na mnie i zaciągnął mnie do dawnego pokoju gościnnego, wrzucił mnie do niego i poszedł do Alison, którą widocznie wciągnęło otrzepywanie kolan. Może ona rzeczywiście miał jakieś plamy? Muszę się temu bliżej przyjrzeć.
Kiedy weszli do mnie uklęknęłam i zaczęłam oglądać jej kolana.
    – Widzisz te plamy? – zapytała Alis. – Takie duże, czerwone, młoda mi chyba leci krew –
powiedziała pewnie, zaczęłam dotykać jej kolan.
    – Niieee, nic tu nie ma, są suche, odpuść. – Wstałam i popatrzyłam na swoje ręce, które
były brązowe.. – Eeej, tam serio coś jest. – Ponownie opadłam na kolana. Wtedy doleciał
do mnie zapach czekolady. – Stara co zrobiłaś z batonem, który ci dałam?
    – Skąd mam wiedzieć?
    – Jesteś cała w czekoladzie – powiedziałam i oblizałam rękę. – Mhhhmmm całkiem
dobre. – Wzruszyłem ramionami i poszłam umyć ręce. Alex w tym czasie ciągle wchodził i wychodził z pokoju, przynosząc co chwilę jakieś rzeczy.
    – Al, a co ty robisz? – Złapałam go za ramie, kiedy tak w pewnym momencie znów
chciał wyjść, normalnie biegał jak struś pędziwiatr czy inne gówno. Jakby nawet nie zauważył, że go trzymam, choć zacisnąłem rękę dość mocno na jego ramieniu, pociągnął mnie, nie utrzymałam równowagi i runęłam jak długa, co oczywiście rozbawiło Alison tak, że się biedna prawie popłakała. Alex wszedł i wyszedł jeszcze kilka razy, aż w końcu usiadł zmachany i cały mokry od potu, na starym łóżku.
    – Więc tak – wepchał mi w ręce jakieś coś, co mnie ukłuło i w szoku stwierdziłam, że to
igła – uszyjemy dla niej miśka.
    – Ale w sensie, że co masz na myśli mówiąc USZYJEMY?! – Alison wydarła się na niego i
zbladła. – Chłopie ja się pokuję, wykrwawię, ja już krwawię z kolan.
    – Alis, to czekolada.
    – JA KRWAWIĘ CZEKOLADĄ?! – wydarła się przestraszona. Alex znów westchnął i
podrapał się po głowie w porażce, ja się śmiałam tak mocno, że nie potrafiłam logicznie
myśleć. Igła mi wypadła, upadłam na nią i wbiłam sobie ją w stopę.
Zaczęłam podskakiwać i kląć.
    – Dzieci! – Wrzasnął Alex. Posądził mnie na łóżku i wyciągnął mi igłę, wytarł ja o
moje spodnie i mi ją podał. Do Alison podszedł, położył jej ręce na ramionach i powiedział
spokojnie: – Alison, nie krwawisz czekoladą, cholera gdyby tak było, już dawno wypiłbym
twoją krew! – Odszedł kręcąc głową.
Alis podeszła do mnie i szepnęła przerażona:
    – Alex jest wampirem, sam mi to powiedział! – Usiadła w najdalszym końcu pokoju i
starała się bawić igłą tak, aby się nie ukłuć. Bała się, że Alex wyssie z niej krew.
    – Więc tak frajerki, wasze zadanie to zszycie tych dwóch prześcieradeł tak, jakbyście
robili pościel, żeby jedna strona była nie zaszyta, kapiszi?
Byłam w szoku, ale on serio miał plan. Sam zaczął łączyć na łóżku poduszki i po wieczności udało nam się zrobić miśka. Był kulawy, jedno oko miał inne niż drugie, uśmiechał się jakby był szczerbaty, trochę krzywo go zszyliśmy, ale ogólnie był najpiękniejszym miśkiem jakiego kiedykolwiek widziałam.
    – Jestem głodny – mruknął Alex i jakimś cholernym cudem wszyscy się podnieśliśmy i zaczęliśmy biec do kuchni.
Znaleźliśmy tam garnek z zupą pomidorową, ale Alex chciał koniecznie aby była
z ryżem, więc wsypaliśmy do niej najpierw trochę ryżu i pozwoliliśmy się jej gotować.
Potem jeszcze trochę, aż w końcu całe opakowanie ryżu w niej było, bo wciąż tego ryżu
było mało. Zupa się gotowała, a my poszliśmy usiąść przed telewizorem, skakaliśmy z kanału na
kanał, aż w końcu poczułam zapach spalenizny. Pobiegłam do kuchni, a tam zupa żyła swoim
życiem. Zaczęła wychodzić z garnka. To znaczy ryż, to znaczy… O MATKO! Szybko
wyłączyłam gaz i patrzyłam na to co się stało.
Za to Alex niczym nie przejęty wszedł do kuchni.
    – O zupa gotowa, chodź Alison. – Wziął chochle, płaski talerz, widelec, nałożył sobie
trochę tego ryżu w sosie pomidorowym, bo jakby włożyć łyżkę do tej zupy to by stała.
Alex usiadł przy stole i zaczął jeść.
    – Eeej, dobra ta zupa – pochwalił i nałożył sobie kolejną porcję. Tym razem to była
moja kolej na zrobienie facepalm’u.
Patrzyłam na te dwa dziwaki, które jadły zupę z płaskiego talerza, widelcem, ryż
im się przesmykał między ząbkami. Ale co tam, wzruszyłam ramionami, wzięłam łyżkę i
jadłam prosto z garnka. Poparzyłam sobie język, ale zupa była dobra.
Oczywiście w pewnym momencie idylla się skończyła. Zadzwonił mój telefon, a ja
spostrzegłam, że na dworze jest ciemno.
    – Maaaarrrgarreeet? Gdzie jesteś? – Perrie.
    – Ooo Perrie! Moja znajoma z klasy, jak ja cię kocham, wiesz, ze cię kocham? Czy ja ci mówiłam dzisiaj, że cię kocham?
    – Jesteś pijana! Dlaczego jesteś pijana? – zapytała podejrzliwie.
    –Alex, dlaczego jestem pijana? – zapytałam kuzyna.
    – Bo będę ojcem! – odpowiedział z pełnymi ustami makaronu, nieugotowanego,
który znalazł w szafce. Chrupało mu między zębami.
    – Bo Alex będzie ojcem? – zapytałam dziewczyny.
    – Jesteś pijana, bo Alex będzie ojcem? Tylko kto to Alex? I dlaczego teraz się upiłaś i to z chłopakiem, a nie z kobietą która zaszła z ciążę? – dopytywała.
    – Ej, Perrie, nie oceniaj mnie. Jestem tylko dziewczyną, którą wszyscy obrażają i jest szkolną ofiarą skąd mam wiedzieć takie rzeczy? Alison pomocy! – Rzuciłam telefonem w dziewczynę, o dziwo złapała
    – Słucham? A Perrie cześć, nie, nie dawaj mi Danielle, ja nie jestem pijana Perrrrieee!!! –zapłakała i oddała telefon Alexowi.
    –O część nieznajoma dziewczyno o pociągającym głosie. Co tam u ciebie? Nie ja pijany skąd? Margaret uważaj helikopter! – wrzasnął a ja schyliłam się. Jednak to była tylko mucha, nie helikopter. – Nie, oczywiście,że nie potrzeba żebyście tu przyjeżdżały, świetnie sobie dajemy rade. Właśnie zjedliśmy obiad, nie, nie musisz mi dawać Jade, ktokolwiek to jest. Zresztą ja już muszę kończyć, kooocham was! – Rozłączył się i oddał mi telefon.
    – Mamy przejebane, prawda? – zapytałam. Alison i Alex pokiwali głowami. – Więc
napadniemy na barek rodziców, skoro i tak jesteśmy już martwi? - Obydwoje pokiwali głowami i nalaliśmy sobie po szklance whiskey, później wznieśliśmy toast jakimś innym napojem wysokoprocentowym, złapaliśmy po piwie, upiliśmy trochę jakiegoś słodkiego czegoś,
co pewnie piła moja mama. Na koniec leżeliśmy na kanapie w salonie i graliśmy w gry wideo.
Oczywiście moje ukochane cheerleaderki musiały w tym czasie przyjechać i nam przerwać cudowny wieczór.
    – O mój boże! – sapnęły wszystkie patrząc na was.
    – Co braliście?
    – Czemu tu tak śmierdzi?
    – Ile wypiliście?
    – Śmierdzicie fajkami.
    – Alison/Margaret/Ty ładny chłopaku!!! – wrzasnęły na koniec.
    – Ale że coś się stało? – Alex lekko przysnął i przebudził się, akurat jak wrzasnęły, –Pali się, gdzie się pali? Uważajcie! – Wstał i zaczął biec w ich kierunku. Chciał je przykryć swoim ciałem, co w tym wypadku oznaczało rzucenie się na nie. Mogły tego nie przeżyć.
    – Stój gdzie stoisz wysoki i umięśniony kolego Margaret i Alison! – Danielle założyła ręce na piersi. – Co tu się działo? Natychmiast macie nam to wytłumaczyć!
    – Pamiętacie tą herbatę od szamana? – zapytałam. Dziewczyny popatrzyły na siebie nic nie rozumiejąc jednak to olałam i opowiadałam dalej – Bo Alex ją znalazł. Okazało się, że to mieszanka marychy, rumianku i mięty. No i myśmy trochę jej spalili – wyznałam, pochylając głowę i czując się jak dziecko w przedszkolu.
    – Pantoflarz! – Alison syknęła w moją stronę, ale po chwili chyba się zorientowała, że coś nie pasuję
    -Wiecie co? Jesteście fajni – wyznała Perrie i usiadła na oparciu kanapy – Możemy z wami zostać? - podniosłam ze zdziwienia głowę, zawahałam się chwilę, ale potem pokiwałam głową na zgodę. Alex widząc to wyciągnął w kieszeni kolejne dwa skręty i podał nowym koleżanką.
    - Jestem Alex i moja narzeczona jest w czwartym miesiącu ciąży – kuzyn wyszczerzył się w stronę Danielle i Perrie, które także się przedstawiły i zaczęły rozmawiać z nim o dziecku. Ich uśmiechy z minuty na minutę powiększały się. Nachyliłam się nad Alison
    -Czy ty widzisz i słyszysz to samo co ja? - dziewczyna pokiwała głową
    -Jaki magiczny proszek przyniósł na sobie twój kuzyn?

~~~Louis~~~

Alex Rose Alex Rose cholerny Alex Rose! Kuzyn Margaret albo jak kto woli dziecko większe niż ja i ten blond krasnal razem wzięci... Jeśli to możliwe. Kuzyn mojej byłej przyjaciółki od zawsze był nienormalny, a jego przebywanie z Margaret zawsze oznaczało kłopoty. Za czasów gdy z Mag się przyjaźniliśmy razem z młodymi Rose'ami odprawialiśmy takie idiotyzmy, że pewnie to miasto jak i Doncaster zapamięta je na wieki. Gdy Alex się dowiedział, że już się nie przyjaźnie z jego kuzynką i ona przeze mnie podobno cierpiała, ja to pamiętam inaczej, chłopak pożądanie nakopał mi do dupy. Tak, są osoby, które nie boją mi się przeciwstawić. Od tamtego czasu nie jestem w dobrych stosunkach z Alexem, chociaż kiedyś bardzo go lubiłem, ale to inna historia. Dlaczego 'cholerny' Alex Rose? Odpowiedz jest prosta, chłopak tak samo jak kuzynka ma na drugie imię zemsta. Zawsze gdy przyjeżdża albo budzie się w lesie lub przypadkowo zjadam paczka z nadzieniem majonezowym, nie polecam.

~~~

Witam! 
Jest piątek wiec dodaje nowy rozdział. Jak widzicie w tej notce o  chłopakach jest bardzo, bardzo mało, ale po prostu musiałam wam pokazać postać Alexa. W następnym rozdziale sie zrewanżuje :) Chciałabym tez podziękować takiej jednej szantarzystce dzięki ktorej rozdział pojawia sie juz dzisiaj. Ty wiesz, ze o cb chodzi •+• 
Czytam = komentuję

9 komentarzy:

  1. Cześć, zaczełam czytać i przyznaję że jest świetny :D Dopiero ostatnio przeczytałam twój komentarz i oczywiście będę informowała cię o nowych notkach :)
    I właśnie zapraszam cię na rozdział 6 !
    http://this-bloodless-battle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Yeah! Nie ma to jak być najaranym :D Świetny rozdział, sądziłam nawet, że w pewnym momencie do ich domu wpadnie Lou, no bo przecież tak cicho to oni nie byli :P
    Myślałam, że zejdę ze śmiechu jak czytałam akcje z czekoladowym batonikiem :D
    Czekam na nn!
    Zapraszam!
    http://forever-alone-baby.blogspot.com/2014/03/chapter-viii.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://forever-alone-baby.blogspot.com/2014/03/chapter-vix.html

      Usuń
    2. http://forever-alone-baby.blogspot.com/2014/03/chapter-x.html
      Uuups to znowu ja! :D

      Usuń
    3. Kiedy dodasz nn? :(
      http://forever-alone-baby.blogspot.com/2014/04/chapter-xi.html

      Usuń
  3. Pozdrawiam z podłogi xD
    Rozdział genialny, do tej pory płacze ze śmiechu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Alex Rose ma genialne imię i nazwisko, a wiesz dlaczego? Bo jak w jego imieniu usunie się e i przestawi x z l to wychodzi Axl Rose a to mój ulubiony wokalista ;D
    A tak szczerze to nie współczuje jego narzeczonej bo myślę, że one jeszcze nie dorósł do bycia ojcem. Jeszcze nie mam o nim zdania ale będzie miał u mnie wielki + jak dokopie Louisowi ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Alexa!!! Heh na serio genialna postać, życzę weny i czekam na next ;*;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam cię do LA: http://forever-alone-baby.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń