,,Nagła
zmiana planów i zemsta"
~24 Grudnia 1994 roku~
-
Nigdy więcej do mnie nie podejdziesz bez gumy! Nienawidzę cię, jak
ty mogłeś mi to zrobić?! Mogłam kupić sobie po prostu kota! - od
dwudziestu minut w szpitalu w Doncaster Ellie Rose rodziła swoje
pierwsze dziecko i chyba nie za bardzo przypadło jej to do gustu.
Najpewniej jej wrzaski i wyzwiska rzucane w stronę męża słyszało
całe miasto.
Dokładnie pół godziny później do tego samego szpitala zawitała Jay Tomlinson także wyzywając swojego wybranka od najgorszych. Te dwa niezwykłe małżeństwa znały się chyba od zawsze. Już w czasach szkoły podstawowej robili wszystko wspólnie, ale nikt nie spodziewał się, że dojdzie to do tego stopnia, że Jay i Ellie będą rodzić razem! Zestresowany Mark Tomlinson podszedł do przestraszonego Billy'ego i poklepał go po plecach.
-Jestem pewien, że będą najlepszymi przyjaciółmi na świecie – wyznał Mark i usiadł obok przyjaciela.
-Ewentualnie największymi wrogami – Billy popatrzył na niego po czym obydwaj mężczyźni wybuchli głośnym śmiechem...
Dokładnie pół godziny później do tego samego szpitala zawitała Jay Tomlinson także wyzywając swojego wybranka od najgorszych. Te dwa niezwykłe małżeństwa znały się chyba od zawsze. Już w czasach szkoły podstawowej robili wszystko wspólnie, ale nikt nie spodziewał się, że dojdzie to do tego stopnia, że Jay i Ellie będą rodzić razem! Zestresowany Mark Tomlinson podszedł do przestraszonego Billy'ego i poklepał go po plecach.
-Jestem pewien, że będą najlepszymi przyjaciółmi na świecie – wyznał Mark i usiadł obok przyjaciela.
-Ewentualnie największymi wrogami – Billy popatrzył na niego po czym obydwaj mężczyźni wybuchli głośnym śmiechem...
- Ale ciszej! Za chwile wszyscy nas usłyszą dzido! - Margaret Rose, jedna z najniższych dziewczyn ze swojego rocznika co chwile uciszała swoją brązowowłosą przyjaciółkę. Minął miesiąc odkąd te dwie się znały, ale na prawdę bardzo się zżyły. Zresztą czemu się dziwić. Mag już na samym początku powiedziała przecież Alison, że zadawanie się z nią to towarzyskie samobójstwo, a ta mimo tego została z nią.
-
A jak nas zobaczą? - przerażona brunetka nie do końca była
przekonana co do planu jasnowłosej chociaż ta co chwile zapewniała
ją, że nic się nie stanie.
- Jezus Alison jak się nie przymkniesz to zaraz się przekonamy! Kryj mnie - Ali stanęła na czatach, a w tym samym czasie Mag wślizgnęła się do męskiej szatni. Blondynka prze chwilę grzebała z zamku jednej z szafek. Kłódka wydała charakterystyczny dźwięk pękania i po chwili Margaret trzymała w ręku kilka ubrań, przymknęła szafkę i zabrała się za rozbrajanie kolejnej. Dziesięć minut później dwie uradowane nastolatki biegły ile sił w nogach ze swoimi zdobyczami w postaci ubrań. Wbiegły do schowka na miotły i usiadły na podłodze.
- Co jak co, ale to było świetne – wykrztusiła brunetka oglądając ''zdobycze''. -Co masz zamiar teraz z nimi zrobić? - zapytała od niechcenia oglądając bokserki w czterolistne koniczyny. Spojrzała zaniepokojona na przyjaciółkę nie otrzymując długo odpowiedzi. - Mag?
-Widzisz moja droga Alison... Długo planowałam tą zemstę, to jest część pierwsza z wielu. Teraz te ubrania przyczepimy do szkolnej tablicy ogłoszeń razem w krótkimi pozdrowieniami od nas dwóch.
-Zgłupiałaś? Przecież wtedy będą dowody i bez problemu nakablują na nas dyrektorowi.
-Ali, myślisz, że o tym nie pomyślałam? Po pierwsze oni nie są tacy głupi jacy się wydają. Skarżąc na nas dyrektor, który jest moim najlepszym przyjecielem, będzie musiał uwzględnić wszystkie rzeczy, które oni uczynili nam czyż nie? Ten facet może i ma z pięćdziesiąt lat, ale jest naprawdę świetny. Chodź, mamy 10 minut do dzwonka -Margaret złapała rękę przyjaciółki i razem pobiegły w stronę głównego korytarza.
~~~Alison~~~
- Jezus Alison jak się nie przymkniesz to zaraz się przekonamy! Kryj mnie - Ali stanęła na czatach, a w tym samym czasie Mag wślizgnęła się do męskiej szatni. Blondynka prze chwilę grzebała z zamku jednej z szafek. Kłódka wydała charakterystyczny dźwięk pękania i po chwili Margaret trzymała w ręku kilka ubrań, przymknęła szafkę i zabrała się za rozbrajanie kolejnej. Dziesięć minut później dwie uradowane nastolatki biegły ile sił w nogach ze swoimi zdobyczami w postaci ubrań. Wbiegły do schowka na miotły i usiadły na podłodze.
- Co jak co, ale to było świetne – wykrztusiła brunetka oglądając ''zdobycze''. -Co masz zamiar teraz z nimi zrobić? - zapytała od niechcenia oglądając bokserki w czterolistne koniczyny. Spojrzała zaniepokojona na przyjaciółkę nie otrzymując długo odpowiedzi. - Mag?
-Widzisz moja droga Alison... Długo planowałam tą zemstę, to jest część pierwsza z wielu. Teraz te ubrania przyczepimy do szkolnej tablicy ogłoszeń razem w krótkimi pozdrowieniami od nas dwóch.
-Zgłupiałaś? Przecież wtedy będą dowody i bez problemu nakablują na nas dyrektorowi.
-Ali, myślisz, że o tym nie pomyślałam? Po pierwsze oni nie są tacy głupi jacy się wydają. Skarżąc na nas dyrektor, który jest moim najlepszym przyjecielem, będzie musiał uwzględnić wszystkie rzeczy, które oni uczynili nam czyż nie? Ten facet może i ma z pięćdziesiąt lat, ale jest naprawdę świetny. Chodź, mamy 10 minut do dzwonka -Margaret złapała rękę przyjaciółki i razem pobiegły w stronę głównego korytarza.
~~~Alison~~~
-Rose,
Walker!- usłyszałam wrzask z drugiego końca stołówki. Poczułam
jak Margaret szczypie mnie w nogę.
-Udawaj, że nie wiesz o co chodzi – szepnęła po czym odwróciła się w stronę nadchodzącej bandy. Ku mojemu zdziwieniu byli ubrani.
-Cześć chłopaki! - krzyknęła Mag – Co was do nas sprowadza? - uśmiechnęła się słodko.
-Nie udawaj greka Rose! - wrzasnął wkurzony do czerwoności Styles. O nie tak się nie mówi ani do mnie, a tym bardziej do Mag. Złapałam blondynkę za łokieć, bo widziałam, że już wstaję żeby przyłożyć loczkowi.
-Nie wiemy o co ci chodzi mopie. Może sprecyzujesz swoje jakże głębokie oskarżenia – wrzasnęłam w stronę grupy jełopów.
-Spadaj Walker – syknął Louis-Debil-Tomlinson
-Nie wtrącaj się marchewkowy pajacu! - wrzasnęła czerwona i trzęsąca się ze złości Margaret
-Ty się nie wtrącaj cholerny skrzacie! - spojrzałam na Margaret po czym złapałam ją w pasie. Nienawidzę ich z całego serca, ale nawet im nie życzę takiej śmierci. Harry-Mop-Styles też trzymał swojego przyjaciela za ramię. Słyszałam tyle opowieści Margaret o jej przyjaźni z tym głąbem, nie rozumiem jak on mógł się tak zachować w stosunku do niej. Ta dwójka miała tak mocne charaktery, że jestem pewna, że gdybym ja lub Owca puściła któregoś z nich rozszarpaliby się.
-Dobra spokojnie – pomiędzy dwójkę mierzącą się wzrokiem wszedł Liam Payne. Pierwszego dnia szkoły Margaret opisała mi go jako „Chyba najnormalniejszą osobę przy całym stoliku'' i się z tym zgadzam - Dlaczego to zrobiłyście? - Margaret jakby wyszła z transu i popatrzyła na Payne'a. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Hmm... Ciekawe pytanie, prawie tak ciekawe jak „Dlaczego od paru lat systematycznie oblewacie mnie slushies?'' - dziewczyna założyła ręce na biodra.
-To jest co innego! - wrzasnął Tomlinson, a ja na wszelki wypadek mocniej objęłam Maggie.
-Co innego?! Sam jesteś co innego popaprańcu! - wrzasnęła po raz kolejny. Zrezygnowany Liam podszedł do Zayna i zaczęli o czymś zawzięcie szeptać.
-Wiecie, że te gacie w koniczyny były unikatowe?! A wy je podziurawiłyście głupimi pineskami! - zza Mopa wyskoczył wkurzony blondyn i zaczął śmiesznie wymachiwać rękoma. Margaret wydawała się bardzo skupiona na pełnej żalu opowieści Horana.
Z minuty na minutę wszyscy wydzierali się coraz głośniej, a inni uczniowie przyglądały się tej ''wymianie zdań'' z nieukrytą ciekawością.
-Ty durny, zarzucający grzywką jakbyś miał paraliż palancie! Nienawidzę cię z całego serca! - Margaret cała się trzęsła ze złości. Czułam, że za chwilę nie dam rady jej utrzymać i blondynka popełni przestępstwo.
-Proszę wszystkich o opuszczenie stołówki! - jak na komendę wszyscy zebrani na sali popatrzyli w stronę z której dobiegł krzyk. W stronę naszego ''małego'' starcia szedł Pan Grant. Dyrektor i jak to określiła Margaret, jej najlepszy przyjaciel. - Wszyscy niezamieszani w tą sprawę mają udać się pod swoje klasy. - zarządził i uśmiechnął się do swoich uczniów.
P. Grant był niezwykle pozytywnym człowiekiem. Uwielbiał młodzież i jak na swój wiek świetnie się z nią dogadywał. Byłam w tej szkole około miesiąc, ale dzięki Margaret już niejednokrotnie siedziałam z nią w jego gabinecie. Okazał się być miłym i bardzo, ale to bardzo nowoczesnym starszym panem. Jego rekors w "Flappy Bird" jest więszy niz móż i praedopodobnie większości innych osób, którzy w tą frę grali. W słowach Margaret: „To mój najlepszy przyjaciel" było wiele prawdy, oni nawet sms'owali w czasie kiedy były lekcje!
Gdy wszyscy obserwatorzy wyszli dyrektor zwrócił się do nas
-W takim razie o co poszło dzieci? - zapytał serdecznie. Skąd w tym człowieku tyle dobra? -Dlaczego nic nie mówicie? Alison? - odchrząknęłam i szybko spojrzałam na Margaret, ona tylko uśmiechnęła się pod nosem.
-No więc... Widzi pan... - nie umiem kłamać dlaczego Mag się nie odezwała?!
-No dalej Alison o co poszło? - niby taki niewinny, ale on się jednak zna na swoim fachu.
-Hmm... To było tak, że razem w Margaret... Postanowiłyśmy, że wywiesimy na tablicy ogłoszeń ubrania... - Margaret przymknęła oczy jakby za chwilę miała dostać kule w serce.
-Dobrze... Mam więc rozumieć, że razem z Margaret zerwałyście się z zajęć artystycznych, wkradłyście się do męskiej szatni, rozbroiłyście ich – wskazał na One Direction – szafki i ukradłyście ich ubrania tak?
- No tak zupełnie to nie.. - świetne wyczucie czasu Mag, nie mogłaś wcześniej trochę? - Widzisz dyrektorze to było tak, że dopiero gdy chłopcy byli pod prysznicem to włamałyśmy się do szatni, bo wtedy mogłyśmy ukraść jeszcze bokserki. - powiedziała, a mi szczęka opadła. Myślałam, że jakoś nas obroni, a ona jeszcze powiedziała więcej, boże...
- Dobrze... Chłopaki na lekcje, a wy dziewczyny chodźcie ze mną – poinformował Grant i zaczął iść w stronę wyjścia ze stołówki. Razem z Margaret rzuciłyśmy jeszcze ostatnie nienawistne spojrzenia w stronę tych pajaców po czym udałyśmy się za dyrektorem.~~~Margaret~~~
- Dziewczyny... Margaret – zaczął dyrektor siadając na wielkim fotelu w swoim gabinecie- Jaki był dokładnie cel kradnięcia im bielizny?
- Taka mała zemsta proszę pana – uśmiechnęłam się słodko. Kochałam tego człowieka, zawsze gdy miałam zły dzień, gdy dostałam słodkim napojem w twarz lub gdy po prostu bałam się iść na stołówkę on zawsze przyjmował mnie w tym gabinecie w ciepłą herbatą lub czekoladą. On zachowywał się jak mój przyjaciel. Plotkowałam z nim, a raz nawet byłam z nim na zakupach. Chyba tylko dzięki niemu nie wpadłam w depresje. Pan Grant spojrzał na mnie, a potem na Alison i westchnął.
- Wiem, nie mam wam tego za złe. Należało im się – uśmiechnął się – jesteście tu z innego powodu, ale na początek może chcecie herbaty?
- Poproszę – uśmiechnęłam się i usiadłam na niewielkiej kanapie
- Ja też – Alison usadowiła się obok mnie, dyrektor zawsze gdy musiał ukarać jakiegoś ucznia zapraszał go do swojego gabinetu, siadał za biurkiem z surową miną i kazał mu usiąść na niewygodnym krześle naprzeciw niego, a ale my zostałyśmy posadzona na wygodnej kanapie podczas kiedy pan Grant parzył nam herbatę ze szczęśliwą miną więc byłam pewna, że jesteśmy bezpieczne. Starszy pan podał nam gorące napoje i sam poprawił się na swoim miejscu. Przeciągle westchnął (?)
-Margaret widzę twoją pewną siebie minę, to, że siedzicie tutaj, a nie przy moim biurku nie znaczy wcale, że nie macie kłopotów. Po prostu was lubię – cholera... Ten człowiek zna mnie za dobrze. - Nie dostaniecie kary za zabranie im ubrań... To było nawet zabawne, ale chodzi tu o to, że wasza wychowawczyni nie jest aż tak wyrozumiała jak ja. Chcę żebym przepisał Alison do innej klasy – z prędkością światła wstałam z miejsca i spojrzałam na starszego mężczyznę
-Nie może pan! Kiedy wreszcie znalazłam kogoś z kim mogę usiąść w ławce, z kim mogę pogadać ona zostaje przeniesiona do innej klasy?! - oddychaj Mag, nie pokazuj słabości. Zaciśnij szczękę i nie uroń żadnej łzy. Nie tu. Spojrzałam na Alison, ona nie była mną, widziałam jak jej warga drży. Szybko z powrotem usiadłam i złapałam ją za rękę. Pamiętaj oddychaj.
-Margaret spokojnie, Alison proszę nie płacz, wszystko przemyślałem. Ali zgłosiłaś się na dwa profile, tak samo jak ty Margaret. Na angielski było mniej zgłoszeń więc zostałaś wsadzona do klasy z Margaret, Alison. Jeśli się przenosisz zostajesz automatycznie zapisana do tej klasy w której też chciałaś być, w tej klasie było dwadzieścia pięć osób, ale ostatnio wyprowadził się jeden uczeń, więc Margaret równiez mogłaby się przepisać do tej klasy ponieważ w niej od początku chciała być. Wyglądałoby to jakbyście trafiły do jednej klasy przypadkowo. -starszy pan uśmiechnął się -Tylko, że to klasa sportowa... W tej klasie znajdują się sami wasi faworyci, zaczynając od niektórych cheerleaderek po połowę drużyny piłki nożnej – warknęłam w duchu, spojrzałam na Alison, która toczyła chyba walkę z samą sobą. Wiedziała, że taki skład klasy mógłby zniszczyć całą szkołę... albo świat.
-Zgadzamy się – powiedziała brunetka i spojrzała na mnie - Damy radę Margaret, zawszę dajemy.
~~~Louis~~~
-Louis? Lou? Boo?! - jakby wyrwany z transu spojrzałem na Nialla machającego mi żelkiem przed twarzą – O widzę, że się już obudziłeś. Próbowałem cię wybudzić z transu jakieś -spojrzał na zegarek w telefonie - trzy minuty.
-O co chodzi? I skąd masz znowu to żarcie, ciągle jęczysz, że masz ciało jak kurczak z Tesco, a żresz jakbyś był w ciąży! – blondyn przewrócił oczami i odgryzł kawałek swojego żelka
-Spokojnie kochany, jaszcze będę Adonisem i wszyscy się zesracie, ale do rzeczy, chyba nie zostawimy tak tej sprawy z rana? To były moje ulubione bokserki – jęknął, a Zayn parsknął śmiechem
-Stary masz takie trzy pary – powiedział mulat – ale masz rację, nie odpuścimy chyba bez zemsty. Perrie będzie mi to wypominać do końca życia... Zrobiła nam chyba ze sto zdjęć – dodał płaczliwym głosem i położył głowę na ramieniu Payne'a, co nie okazało się takim świetnym pomysłem, bo nadal szliśmy. Chwilę później musieliśmy zatrzymać się i poczekać aż obydwaj podniosą się z chodnika.
-Coś jutro wymyślimy, teraz chcę do domu – westchnął Hazz i objął mnie ramieniem... Czasem zastanawiam się czy Harry na pewno jest hetero, chociaż podobno ja też nie zachowuję się jakbym preferował dziewczyny... - Louis proszę zawieź mnie do domu – jęczał mi prosto do ucha. Wszyscy mieli w tym gronie prawa jazdy, ale co tam, lepiej wykorzystać biednego Lou, który rano jest na pograniczy świata żywego i martwego (jak bakterie hehe), wsiąść do jego autka, i kazać jechać do szkoły. Wszyscy rzycili się do samochodu i z wyczekiwaniem spoglądalii na mnie, nie rozumiem po jaką cholerę oni biegli tak szybko, była prawię szesnasta, właśnie skończyliśmy trening, a oni mieli jeszcze siłę żeby robić wyścig w stronę pojazdu. Nienormalne.
Dwadzieścia minut później oprócz mnie już nikogo nie było w Lucy... Czytałem wiele fanfiction i każdy facet nazywał tam samochód... To chyba normalne, chociaż nie jestem pewien czy czytanie tego jest męskie, Danielle mi kazała. W czasie mojego rozmyślania czy czytanie fanfictions jest męskie dojechałem pod mój dom. Zaparkowałem na podjeździe i wysiadłem z auta. Szybko podbiegłem do drzwi i jednym ruchem wparowałem do domu. Już w przedsionku usłyszałem głośny śmiech, to mogło oznaczać tylko jedną rzecz. Rodzice krasnoludka przyszli. Dlaczego właściwie nazywam Margaret Rose krasnoludkiem? Tak naprawdę to do końca nie wiem, sam nie jestem super ekstra wysoki, chyba po to żeby ją wkurzyć. Państwo Rose i moi rodzice byli przyjaciółmi od dzieciństwa, zawsze podobno robili wszystko razem i tak znaleźliśmy się tutaj. Ojciec Margaret postanowił, że założy firmę i wyjeżdżają do Ameryki. Moi rodzice i zresztą ja też nie byliśmy wcale szczęśliwi z tego powodu, więc rodzice kupili dom obok, a dwa tygodnie później siedzieliśmy już w samolocie i lecieliśmy do innego kraju ku przygodzie. Zdjąłem buty i wszedłem do salonu.
-Louis! - wykrzyknął szczęśliwy Billy Rose – słyszałem, że dziś coś dziwnego stało się z waszymi ubraniami po treningu – pani Rose trzepnęła swojego męża w głowę, ale widziałem po jej minie, że próbuję powstrzymać śmiech, zresztą moi rodzice również.
-Ellie, Billy ma racje to było świetne! - dzięki mamo – Należała im się zemsta.
-Ha ha strasznie zabawne... Jeszcze zobaczą – syknąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Usłyszałem za sobą już tylko śmiech.
Trzeba by odrobić lekcje. Rzuciłem się razem z plecakiem na łóżko i wyciągnąłem książki. Zaraz to my w ogóle przerabialiśmy taki temat? Co to jest?! Cholera... To może to zrobi się jutro przed lekcjami... Odrzuciłem podręczniki na drugi koniec pokoju i rozłożyłem się wygodniej na łóżku. Spojrzałem przed siebie. Dlaczego my cholera musimy mieszkać obok siebie i mieć okna tak żeby wiedzieć każdy swój ruch?! Margaret Rose... Sami kiedyś wpadliśmy na ten genialny pomysł żeby mieć pokoje obok siebie i żeby ograniczyć naszą prywatność tymi ogromnymi oknami by się widzieć ZAWSZE. Nikt wtedy nie wziął pod uwagę, że w późniejszych latach możemy się tak mocno znienawidzić. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to moja wina, ale dotychczas miałem to głęboko w dupie. Ten blond krasnoludek był zbyt cięty i sarkastyczny by go poniżyć. Oczywiście się nam to udało i chyba codziennie dostawała od nas porządnie w kość, ale do szkoły doszła Alison... Nie wiem dlaczego, ale jej cholernie zazdroszczę. Często widzę ją razem z Margaret w jej pokoju, często słyszę jak Mag mówi, że nigdy nie miała lepszej przyjaciółki ani przyjaciela. To trochę mnie zabolało, a ja? Nie byłem jej przyjacielem? Co prawda teraz nie ma dnia, w którym byśmy się o coś nie kłócili, ale hello... Wróćmy do sytuacji za oknem, dziewczyna gadała przez telefon i cały czas suszyła zęby, nie wiem o co chodziło, ale miała podejrzany wyraz twarzy... Ten, który zawsze oznaczał kłopoty, gdy ostatnim razem tak się uśmiechała obydwoje wylądowaliśmy na wybiegu małp w czasie wycieczki szkolnej do zoo dwa miasta dalej. Co prawda nie boję się... ale jeśli ta mina i plan jaki właśnie omawia dotyczy nas to mamy przesrane.
-Udawaj, że nie wiesz o co chodzi – szepnęła po czym odwróciła się w stronę nadchodzącej bandy. Ku mojemu zdziwieniu byli ubrani.
-Cześć chłopaki! - krzyknęła Mag – Co was do nas sprowadza? - uśmiechnęła się słodko.
-Nie udawaj greka Rose! - wrzasnął wkurzony do czerwoności Styles. O nie tak się nie mówi ani do mnie, a tym bardziej do Mag. Złapałam blondynkę za łokieć, bo widziałam, że już wstaję żeby przyłożyć loczkowi.
-Nie wiemy o co ci chodzi mopie. Może sprecyzujesz swoje jakże głębokie oskarżenia – wrzasnęłam w stronę grupy jełopów.
-Spadaj Walker – syknął Louis-Debil-Tomlinson
-Nie wtrącaj się marchewkowy pajacu! - wrzasnęła czerwona i trzęsąca się ze złości Margaret
-Ty się nie wtrącaj cholerny skrzacie! - spojrzałam na Margaret po czym złapałam ją w pasie. Nienawidzę ich z całego serca, ale nawet im nie życzę takiej śmierci. Harry-Mop-Styles też trzymał swojego przyjaciela za ramię. Słyszałam tyle opowieści Margaret o jej przyjaźni z tym głąbem, nie rozumiem jak on mógł się tak zachować w stosunku do niej. Ta dwójka miała tak mocne charaktery, że jestem pewna, że gdybym ja lub Owca puściła któregoś z nich rozszarpaliby się.
-Dobra spokojnie – pomiędzy dwójkę mierzącą się wzrokiem wszedł Liam Payne. Pierwszego dnia szkoły Margaret opisała mi go jako „Chyba najnormalniejszą osobę przy całym stoliku'' i się z tym zgadzam - Dlaczego to zrobiłyście? - Margaret jakby wyszła z transu i popatrzyła na Payne'a. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Hmm... Ciekawe pytanie, prawie tak ciekawe jak „Dlaczego od paru lat systematycznie oblewacie mnie slushies?'' - dziewczyna założyła ręce na biodra.
-To jest co innego! - wrzasnął Tomlinson, a ja na wszelki wypadek mocniej objęłam Maggie.
-Co innego?! Sam jesteś co innego popaprańcu! - wrzasnęła po raz kolejny. Zrezygnowany Liam podszedł do Zayna i zaczęli o czymś zawzięcie szeptać.
-Wiecie, że te gacie w koniczyny były unikatowe?! A wy je podziurawiłyście głupimi pineskami! - zza Mopa wyskoczył wkurzony blondyn i zaczął śmiesznie wymachiwać rękoma. Margaret wydawała się bardzo skupiona na pełnej żalu opowieści Horana.
Z minuty na minutę wszyscy wydzierali się coraz głośniej, a inni uczniowie przyglądały się tej ''wymianie zdań'' z nieukrytą ciekawością.
-Ty durny, zarzucający grzywką jakbyś miał paraliż palancie! Nienawidzę cię z całego serca! - Margaret cała się trzęsła ze złości. Czułam, że za chwilę nie dam rady jej utrzymać i blondynka popełni przestępstwo.
-Proszę wszystkich o opuszczenie stołówki! - jak na komendę wszyscy zebrani na sali popatrzyli w stronę z której dobiegł krzyk. W stronę naszego ''małego'' starcia szedł Pan Grant. Dyrektor i jak to określiła Margaret, jej najlepszy przyjaciel. - Wszyscy niezamieszani w tą sprawę mają udać się pod swoje klasy. - zarządził i uśmiechnął się do swoich uczniów.
P. Grant był niezwykle pozytywnym człowiekiem. Uwielbiał młodzież i jak na swój wiek świetnie się z nią dogadywał. Byłam w tej szkole około miesiąc, ale dzięki Margaret już niejednokrotnie siedziałam z nią w jego gabinecie. Okazał się być miłym i bardzo, ale to bardzo nowoczesnym starszym panem. Jego rekors w "Flappy Bird" jest więszy niz móż i praedopodobnie większości innych osób, którzy w tą frę grali. W słowach Margaret: „To mój najlepszy przyjaciel" było wiele prawdy, oni nawet sms'owali w czasie kiedy były lekcje!
Gdy wszyscy obserwatorzy wyszli dyrektor zwrócił się do nas
-W takim razie o co poszło dzieci? - zapytał serdecznie. Skąd w tym człowieku tyle dobra? -Dlaczego nic nie mówicie? Alison? - odchrząknęłam i szybko spojrzałam na Margaret, ona tylko uśmiechnęła się pod nosem.
-No więc... Widzi pan... - nie umiem kłamać dlaczego Mag się nie odezwała?!
-No dalej Alison o co poszło? - niby taki niewinny, ale on się jednak zna na swoim fachu.
-Hmm... To było tak, że razem w Margaret... Postanowiłyśmy, że wywiesimy na tablicy ogłoszeń ubrania... - Margaret przymknęła oczy jakby za chwilę miała dostać kule w serce.
-Dobrze... Mam więc rozumieć, że razem z Margaret zerwałyście się z zajęć artystycznych, wkradłyście się do męskiej szatni, rozbroiłyście ich – wskazał na One Direction – szafki i ukradłyście ich ubrania tak?
- No tak zupełnie to nie.. - świetne wyczucie czasu Mag, nie mogłaś wcześniej trochę? - Widzisz dyrektorze to było tak, że dopiero gdy chłopcy byli pod prysznicem to włamałyśmy się do szatni, bo wtedy mogłyśmy ukraść jeszcze bokserki. - powiedziała, a mi szczęka opadła. Myślałam, że jakoś nas obroni, a ona jeszcze powiedziała więcej, boże...
- Dobrze... Chłopaki na lekcje, a wy dziewczyny chodźcie ze mną – poinformował Grant i zaczął iść w stronę wyjścia ze stołówki. Razem z Margaret rzuciłyśmy jeszcze ostatnie nienawistne spojrzenia w stronę tych pajaców po czym udałyśmy się za dyrektorem.~~~Margaret~~~
- Dziewczyny... Margaret – zaczął dyrektor siadając na wielkim fotelu w swoim gabinecie- Jaki był dokładnie cel kradnięcia im bielizny?
- Taka mała zemsta proszę pana – uśmiechnęłam się słodko. Kochałam tego człowieka, zawsze gdy miałam zły dzień, gdy dostałam słodkim napojem w twarz lub gdy po prostu bałam się iść na stołówkę on zawsze przyjmował mnie w tym gabinecie w ciepłą herbatą lub czekoladą. On zachowywał się jak mój przyjaciel. Plotkowałam z nim, a raz nawet byłam z nim na zakupach. Chyba tylko dzięki niemu nie wpadłam w depresje. Pan Grant spojrzał na mnie, a potem na Alison i westchnął.
- Wiem, nie mam wam tego za złe. Należało im się – uśmiechnął się – jesteście tu z innego powodu, ale na początek może chcecie herbaty?
- Poproszę – uśmiechnęłam się i usiadłam na niewielkiej kanapie
- Ja też – Alison usadowiła się obok mnie, dyrektor zawsze gdy musiał ukarać jakiegoś ucznia zapraszał go do swojego gabinetu, siadał za biurkiem z surową miną i kazał mu usiąść na niewygodnym krześle naprzeciw niego, a ale my zostałyśmy posadzona na wygodnej kanapie podczas kiedy pan Grant parzył nam herbatę ze szczęśliwą miną więc byłam pewna, że jesteśmy bezpieczne. Starszy pan podał nam gorące napoje i sam poprawił się na swoim miejscu. Przeciągle westchnął (?)
-Margaret widzę twoją pewną siebie minę, to, że siedzicie tutaj, a nie przy moim biurku nie znaczy wcale, że nie macie kłopotów. Po prostu was lubię – cholera... Ten człowiek zna mnie za dobrze. - Nie dostaniecie kary za zabranie im ubrań... To było nawet zabawne, ale chodzi tu o to, że wasza wychowawczyni nie jest aż tak wyrozumiała jak ja. Chcę żebym przepisał Alison do innej klasy – z prędkością światła wstałam z miejsca i spojrzałam na starszego mężczyznę
-Nie może pan! Kiedy wreszcie znalazłam kogoś z kim mogę usiąść w ławce, z kim mogę pogadać ona zostaje przeniesiona do innej klasy?! - oddychaj Mag, nie pokazuj słabości. Zaciśnij szczękę i nie uroń żadnej łzy. Nie tu. Spojrzałam na Alison, ona nie była mną, widziałam jak jej warga drży. Szybko z powrotem usiadłam i złapałam ją za rękę. Pamiętaj oddychaj.
-Margaret spokojnie, Alison proszę nie płacz, wszystko przemyślałem. Ali zgłosiłaś się na dwa profile, tak samo jak ty Margaret. Na angielski było mniej zgłoszeń więc zostałaś wsadzona do klasy z Margaret, Alison. Jeśli się przenosisz zostajesz automatycznie zapisana do tej klasy w której też chciałaś być, w tej klasie było dwadzieścia pięć osób, ale ostatnio wyprowadził się jeden uczeń, więc Margaret równiez mogłaby się przepisać do tej klasy ponieważ w niej od początku chciała być. Wyglądałoby to jakbyście trafiły do jednej klasy przypadkowo. -starszy pan uśmiechnął się -Tylko, że to klasa sportowa... W tej klasie znajdują się sami wasi faworyci, zaczynając od niektórych cheerleaderek po połowę drużyny piłki nożnej – warknęłam w duchu, spojrzałam na Alison, która toczyła chyba walkę z samą sobą. Wiedziała, że taki skład klasy mógłby zniszczyć całą szkołę... albo świat.
-Zgadzamy się – powiedziała brunetka i spojrzała na mnie - Damy radę Margaret, zawszę dajemy.
~~~Louis~~~
-Louis? Lou? Boo?! - jakby wyrwany z transu spojrzałem na Nialla machającego mi żelkiem przed twarzą – O widzę, że się już obudziłeś. Próbowałem cię wybudzić z transu jakieś -spojrzał na zegarek w telefonie - trzy minuty.
-O co chodzi? I skąd masz znowu to żarcie, ciągle jęczysz, że masz ciało jak kurczak z Tesco, a żresz jakbyś był w ciąży! – blondyn przewrócił oczami i odgryzł kawałek swojego żelka
-Spokojnie kochany, jaszcze będę Adonisem i wszyscy się zesracie, ale do rzeczy, chyba nie zostawimy tak tej sprawy z rana? To były moje ulubione bokserki – jęknął, a Zayn parsknął śmiechem
-Stary masz takie trzy pary – powiedział mulat – ale masz rację, nie odpuścimy chyba bez zemsty. Perrie będzie mi to wypominać do końca życia... Zrobiła nam chyba ze sto zdjęć – dodał płaczliwym głosem i położył głowę na ramieniu Payne'a, co nie okazało się takim świetnym pomysłem, bo nadal szliśmy. Chwilę później musieliśmy zatrzymać się i poczekać aż obydwaj podniosą się z chodnika.
-Coś jutro wymyślimy, teraz chcę do domu – westchnął Hazz i objął mnie ramieniem... Czasem zastanawiam się czy Harry na pewno jest hetero, chociaż podobno ja też nie zachowuję się jakbym preferował dziewczyny... - Louis proszę zawieź mnie do domu – jęczał mi prosto do ucha. Wszyscy mieli w tym gronie prawa jazdy, ale co tam, lepiej wykorzystać biednego Lou, który rano jest na pograniczy świata żywego i martwego (jak bakterie hehe), wsiąść do jego autka, i kazać jechać do szkoły. Wszyscy rzycili się do samochodu i z wyczekiwaniem spoglądalii na mnie, nie rozumiem po jaką cholerę oni biegli tak szybko, była prawię szesnasta, właśnie skończyliśmy trening, a oni mieli jeszcze siłę żeby robić wyścig w stronę pojazdu. Nienormalne.
Dwadzieścia minut później oprócz mnie już nikogo nie było w Lucy... Czytałem wiele fanfiction i każdy facet nazywał tam samochód... To chyba normalne, chociaż nie jestem pewien czy czytanie tego jest męskie, Danielle mi kazała. W czasie mojego rozmyślania czy czytanie fanfictions jest męskie dojechałem pod mój dom. Zaparkowałem na podjeździe i wysiadłem z auta. Szybko podbiegłem do drzwi i jednym ruchem wparowałem do domu. Już w przedsionku usłyszałem głośny śmiech, to mogło oznaczać tylko jedną rzecz. Rodzice krasnoludka przyszli. Dlaczego właściwie nazywam Margaret Rose krasnoludkiem? Tak naprawdę to do końca nie wiem, sam nie jestem super ekstra wysoki, chyba po to żeby ją wkurzyć. Państwo Rose i moi rodzice byli przyjaciółmi od dzieciństwa, zawsze podobno robili wszystko razem i tak znaleźliśmy się tutaj. Ojciec Margaret postanowił, że założy firmę i wyjeżdżają do Ameryki. Moi rodzice i zresztą ja też nie byliśmy wcale szczęśliwi z tego powodu, więc rodzice kupili dom obok, a dwa tygodnie później siedzieliśmy już w samolocie i lecieliśmy do innego kraju ku przygodzie. Zdjąłem buty i wszedłem do salonu.
-Louis! - wykrzyknął szczęśliwy Billy Rose – słyszałem, że dziś coś dziwnego stało się z waszymi ubraniami po treningu – pani Rose trzepnęła swojego męża w głowę, ale widziałem po jej minie, że próbuję powstrzymać śmiech, zresztą moi rodzice również.
-Ellie, Billy ma racje to było świetne! - dzięki mamo – Należała im się zemsta.
-Ha ha strasznie zabawne... Jeszcze zobaczą – syknąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Usłyszałem za sobą już tylko śmiech.
Trzeba by odrobić lekcje. Rzuciłem się razem z plecakiem na łóżko i wyciągnąłem książki. Zaraz to my w ogóle przerabialiśmy taki temat? Co to jest?! Cholera... To może to zrobi się jutro przed lekcjami... Odrzuciłem podręczniki na drugi koniec pokoju i rozłożyłem się wygodniej na łóżku. Spojrzałem przed siebie. Dlaczego my cholera musimy mieszkać obok siebie i mieć okna tak żeby wiedzieć każdy swój ruch?! Margaret Rose... Sami kiedyś wpadliśmy na ten genialny pomysł żeby mieć pokoje obok siebie i żeby ograniczyć naszą prywatność tymi ogromnymi oknami by się widzieć ZAWSZE. Nikt wtedy nie wziął pod uwagę, że w późniejszych latach możemy się tak mocno znienawidzić. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to moja wina, ale dotychczas miałem to głęboko w dupie. Ten blond krasnoludek był zbyt cięty i sarkastyczny by go poniżyć. Oczywiście się nam to udało i chyba codziennie dostawała od nas porządnie w kość, ale do szkoły doszła Alison... Nie wiem dlaczego, ale jej cholernie zazdroszczę. Często widzę ją razem z Margaret w jej pokoju, często słyszę jak Mag mówi, że nigdy nie miała lepszej przyjaciółki ani przyjaciela. To trochę mnie zabolało, a ja? Nie byłem jej przyjacielem? Co prawda teraz nie ma dnia, w którym byśmy się o coś nie kłócili, ale hello... Wróćmy do sytuacji za oknem, dziewczyna gadała przez telefon i cały czas suszyła zęby, nie wiem o co chodziło, ale miała podejrzany wyraz twarzy... Ten, który zawsze oznaczał kłopoty, gdy ostatnim razem tak się uśmiechała obydwoje wylądowaliśmy na wybiegu małp w czasie wycieczki szkolnej do zoo dwa miasta dalej. Co prawda nie boję się... ale jeśli ta mina i plan jaki właśnie omawia dotyczy nas to mamy przesrane.
~~~~
Witam serdecznie z nowym rozdziałem! Dziś skończyły mi się ferie (nieeee!)
Blogger mnie nienawidzi i przez to literki są cholernie małe >:/ Obiecuję, że kolejna notka będzie normalnej wielkości.
Rozdział tak ogólnie uważam, że wyszedł, ale to wy to oceńcie xd
Co myślicie o stosunku Lou do konfliktu z Mag?
I najważniejsze pytanie: O kim Louis czytał fanfiction?Jak zauważyliście mam nowy szablon :) Co o nim myślicie?
Oczywiście tradycyjnie proszę o komentarze, bo jakżeby inaczej xd
Nowy rozdział w trakcie pisania, ale wstawię go szybciej jeśli będzie przynajmniej pięć komentarzy.
Jagoda
Zaje rozdział !!! Czekam na next i pozdrawiam;*;*
OdpowiedzUsuńCóż, widziałam u mnie pod rozdziałem twój komentarz i ponieważ jestem dobrodusznym człowiekiem (haha, czasami :3) stwierdziłam, że sprężę moje siły witalne i też ci napiszę moją skromną opinię. I powiem Ci, ze wcale nie żałuję, że spięłam dupę i tu weszłam :3
OdpowiedzUsuńNie, nie mogę z mamy Mag. "Nigdy więcej nie podejdziesz do mnie bez gumy! Mogłam sobie kupić kota!" XD
Ach, szkoła, piękna szkoła. Widzę, że twoi bohaterowie mają to samo utrapienie co my wszyscy - obowiązek edukacji. Cóż nie ma to jak szkoła, a szczególnie zrywanie się z niej poprzez wychodzenie na wagary przez okno w męskim kiblu całą klasą D:
Powiem ci szczerze, że przez pół rozdziału darłam się "Dalej Mag, dokop tym badziewiakom, którym lakier do włosów przeżarł mózg, wiem że potrafisz!" Normalnie emocje jak na olimpiadzie w Soczi. Drę się gorzej niż mój staruszek oglądający mecz naszej reprezentacji narodowej w piłkę nożną, chociaż wtedy nikt nie nadąża z ocenzurowaniem jego wypowiedzi.
I normalnie chyba przez to wszystko pójdę zajebać mojemu bratu jego gacie i powieszę je na lampie jako zdobycz wojenną. A jak!
Weny i szybkiego następnego *.*
Ada
Nie mogę się doczekać nexta ;D
OdpowiedzUsuńTa u góry dobrze mówi, polać jej! Niech Maggie i Alison dokopią tym zapatrzonym w siebie dupkom!
oj jeszcze dokopią xd
UsuńZastanawia mnie jedno. Czy Lou nie ma żadnych ludzkich uczuć? No przecież... Mag i Lou BYLI przyjaciółmi, OK, ale mimo wszystko ja nie byłabym wstanie robić coś takiego osobie z którą kiedyś byłam bardzo blisko, bo by mnie to bolało. A Lou, jak nigdy nic, przychodzi do szkoły i BUM. Oblewa sokiem Mag. Mam nadzieję, że sprawy pomiędzy tą dwójką szybko się wyjaśnią, bo coś czuję, że masz coś w zanadrzu :P
OdpowiedzUsuńAkcja z ubraniami- Leże i nie wstaje ze śmiechu!
Zapraszam na nexta! I czekam na nn
http://forever-alone-baby.blogspot.com/2014/03/chapter-vi.html
Zapraszam! http://forever-alone-baby.blogspot.com/2014/03/chapter-vii.html
UsuńCudo *.* czekam na next <33
OdpowiedzUsuń