piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 2


Życie Margaret - czyli egzystencja z kolorowymi tabletkami w kieszeni


~~~

Dwie niewielkie postacie siedziały na ogromnym drzewie w lesie Lakenwood zawzięcie dyskutując.
Po tym jak Margaret zaproponowała swojej nowej koleżance odpuszczenie sobie pozostałych przedmiotów ta od razu się zgodziła i obie dziewczyny pognały od lasu.

-Ale nadal nie rozumiem czemu cię nie lubią - wyznała brunetka patrząc na uśmiechniętą twarz swojej towarzyszki. Siedziały w lesie jakieś pół godziny, ale obydwie czuły jakby znały się przynajmniej dwa lata. Alison nie mogła zrozumieć dlaczego Margaret jest tak źle traktowana. -Gdybym cię nie poznała to wzięłabym cię za tą "super popularną cheerleaderkę bez serca, która chodzi z kapitanem drużyny futbolowej"
-U nas w szkole króluje piłka nożna. Widziałaś, tych głupków, które cię tak "serdecznie powitały" to można powiedzieć ci główni zawodnicy. Wszyscy nazywają ich "One Direction" - powiedziała przygnębiona
-One Direction ? -Alison miała na twarzy wypisane jedno wielkie WTF
-Taaa moim zdaniem jest to bardzo dobra nazwa, wszyscy kroczą w jednym kierunku. Kierunku głupoty. - brunetka zaśmiała się
-Ekhem, nadal nie rozumiem czemu cię nie lubią, złotko - oznajmiła z wyrzutem na twarzy
-Ugh, Louis był jeszcze cztery lata temu moim najlepszym przyjacielem. Akurat kiedy były eliminacje do szkolnej drużyny piłkarskiej byłam chora, nie było mnie dwa tygodnie w szkole, a wciągu tych dwóch tygodni cała szkoła uległa zmianie. Wszyscy podzielili się na grupy. Skejci, mądrzy, artyści, dziwacy, metale i popularni. Można powiedzieć, że gdy wróciłam już każdy miał swoje własne miejsce. Wszyscy oprócz mnie. Ja głupia podchodzę na legalu do mojego przyjaciela, a tu się okazuję, że dla niego jestem tylko głupią ofermą. Fajnie prawda? Wtedy udoskonaliłam zwiewanie z lekcji i technikę wspinania się po drzewach w każdym rodzaju butów. - Margaret uśmiechnęła się zwycięsko, że udało jej się wszystko profesjonalnie streścić i zwróciła się w stronę Alison - Opowiedz mi coś o sobie.
-Hmm... -dziewczyna zastanowiła się – Przeprowadziłam się z Holmes Chapel, taka wieś hah, w Wielkiej Brytanii. Tata postanowił otworzyć firmę i przeprowadziliśmy się tu. Ta da!
-To było głębokie, tak wiele się o tobie dowiedziałam – powiedziała blondynka. - Wiedziałam, że nie jesteś z Ameryki, ale spokojnie nikt nie będzie się dziwnie patrzeć, bo pół miasteczka jest z UK... Będą się dziwnie patrzeć, bo zadajesz się ze mną. - obie dziewczyny zaśmiały się.
Resztę godzin, które dziewczyny powinny spędzić w szkole koleżanki spędziły siedząc na drzewie i rozmawiając. Około godziny piętnastej obydwie postanowiły, że dobrym pomysłem będzie wrócenie do domu, ponieważ właśnie wtedy kończyły lekcje.



~~~Margaret~~~

Alison... Wydaję się być super pozytywną i zabawną dziewczyną. Prawdziwą i szczerą, inną niż wszyscy w tej jebanej szkole. Możecie teraz myśleć tak: „Kolejna debilna historia o dziewczynie, która nienawidzi szkoły i chodzi o taniec albo inne gówno'' itp., ale chyba ze mną nigdy tak nie było. Mogę szczerze wyznać, że lubiłam szkołę, może nie uważałam jej za miejsce gdzie można zdobyć wiedzę, a bardziej za miejsce spotkań towarzyskich, gdzie każde piętnastu minut rozmowy kosztuje czterdzieści pięć minut chemii albo czegoś równie strasznego, ale nie przeszkadzało mi to. Pewnie teraz też bym nie narzekała gdybym miała z kim w ciągu tych 15 minut pogadać. Każdy w tej szkole uważał mnie za frajerkę, nie taką, która zamiast imprezy wybierze naukę, ale za taką, która po prostu została celem. Celem tych popularnych do ośmieszania, wylewania słodkich napoi i tym podobnych ciekawych rzeczy.
Chyba wszyscy widzieli chociaż jeden film, w którym jakiś uczeń jest poniżany. Pamiętam, że w wieku 12 lat myślałam, że to przesada, że nikt nie jest wstanie, być aż tak okropnym dla drugiego człowieka, a jednak. W wieku 14 lat już wiedziałam, że to co pokazują na filmach jest pięćdziesiąt razy lepsze niż to co się dzieje naprawdę. Wszędzie są ci, którzy są przebojowi, piękni i wysportowani, a gdzie znajdują się wtedy ci, którzy woleli od czasu do czasu posiedzieć w ciszy i poczytać książkę ? Ja nie wiem, sama nie byłam cichą osobą, nie byłam spokojna (w dzieciństwie miałam ADHD, ale podobno już go nie mam) zawsze lubiłam robić dziwne i głupie rzeczy. Może i robiłam je dalej, ale kiedyś przynajmniej miałam z kim. Przed tymi cholernymi eliminacjami było naprawdę dobrze. Jak to się mówi ? Widziałam przez różowe okulary ? Załóżmy, że tak... A tak na wszelki wypadek: byłam bardzo szczęśliwa.
Popatrzyłam dookoła siebie i ujrzałam tuż przede mną dużych rozmiarów, beżowy dom. Mój dom.



Miejsce gdzie czułam się swobodnie. Podeszłam do potężnych brązowych drzwi i pociągnęłam za klamkę. Gdy tylko weszłam do środka powitał mnie zapach czekolady... Podejrzane, mama powinna być w pracy o tej porze... W domu jest tata, tata ma taki sam talent kulinarny jak ja, a gdy ja gotuję odwiedza nas straż pożarna... Szybko zrzuciłam buty z nóg i jak najszybciej pobiegłam do kuchni, gdzie zobaczyłam dość ciekawą scenkę. Mój tatuś siedział uśmiechnięty na barowym krześle z ciastem czekoladowym i patrzył się na nie jak na obrazek, myślę, że gdyby nie to, że nadal kochał moją mamę to to ciasto, i on już dawno planowaliby ceremonię ślubną. Tata spojrzał na mnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej ( chociaż nie sądziłam, że to było możliwie)
-Hej Maggie. Jak w szkole ? - Billy Rose, chyba najbardziej niedojrzały czterdziestolatek w całym Lakenwood, właściciel firmy ochroniarskiej, kiedyś sam był detektywem, ale skończył z tym gdy przyszłam na świat.
-Hmm... No wiesz... Chemia potem matematyka, lunch... - mój tata wiedział, jakie jest moje podejście do szkoły, wiedział jak mnie traktują. Wiele razy chciał coś z tym zrobić, ale zawszę sprzeciwiałam się. Nie chciałam żeby ktoś rozwiązywał moje problemy za mnie.
-A potem byłaś na drzewie w lesie prawda ? - wytrzeszczyłam oczy, a mój tata uśmiechnął się lekko – znam cię za dobrze kochanie, ile razy dostałaś tym pysznym syropem ? Tak w ogóle to nie rozumiem jak ludzie mogą go tak marnować, on jest cholernie dobry – zastanowił się chwilę – a ta nowa dziewczyna z naprzeciwka ? - tata pochylił się konspiracyjnie (nie jestem pewna czy tak się da xD) – sprzedaje prochy ? - popatrzyłam na Billy'ego po czym wybuchłam śmiechem
-Spróbuję odpowiedzieć na wszystkie twoje pytanie po kolei. Po pierwsze: tak, byłam. Po drugie: dziś tylko dwa razy. Po trzecie: też nie mogę tego pojąć! To jest pyszne, ale już mi się znudziło, no rozumiesz i po czwarte: ta dziewczyna nazywa się Alison i razem z nią dziś odpuściłam sobie lekcję. - szczerze uśmiechnęłam się, przy moim tacie zawsze było mi dobrze. Gdy wszyscy odwrócili się ode mnie, to z nim najwięcej spędzałam czasu. Zawsze coś razem psuliśmy, ale było nam z tym dobrze. Tata był dla mnie jak najlepszy przyjaciel.
-Czyli będę miał prochy za pół ceny? - spytał, a ja przewróciłam oczami. Mój ojciec był jednak idiotą.- Dobra plan jest taki, że jemy obiad, który zrobiłem – spojrzałam na niego pogardliwie – Bez przesady! Spaghetti to nie jest jakaś wielka filozofia, poradziłbym sobie sam. Tylko potem pojedziemy do sklepu po nową mikrofalówkę. - wstał i wskazał sprzęt, który jeszcze rano był koloru białego, teraz za to był czarny... nieważne.
-Tato... tylko co ty robiłeś z mikrofalówką skoro gotowałeś spaghetti? - tsa... można było się spodziewać, że coś pójdzie nie tak, w końcu to mój tatuś.
-Nie ważne – fuknął i odwrócił się w stronę kuchenki.

Po zjedzeniu obiadu, który jak na możliwości kulinarne mojego taty był idealny, i kupieniu nowej mikrofalówki udałam się do mojego pokoju. Był dość duży (nie, rodzice wcale mnie nie rozpieszczali.) Bardzo jasne, błękitne ściany komponowały się z podłogą w kolorze ciemnego brązu, łóżko, biurko i różnorodne półki także były tego koloru. Na ścianach od czasu do czasu można było zauważyć jasno różowy lub złoty pasek, strzałkę. Na ścianie przy której stało łóżko, po lewej stronie namalowany był drogowskaz, ale nigdy nic na nim nie napisałam. Po lewej stronie były, w równie ciemnym kolorze jak podłoga, drzwi prowadzące do łazienki. Na ścianie przeciwnej od łóżka stało ciemne biurko i duże okno... Moje znienawidzone/ukochane okno. Dlaczego tak go nienawidziłam? To trochę skomplikowane, widok z tego okna pewnie niejednej osobie wydawałby się magiczny, ale mnie ta „magia'' wkurza, gdy wyjrzało się za nie widać było jakby tunel w koronie drzewa, a potem drugie równie duże okno. Okno mojego sąsiada. A dokładniej mojego byłego najlepszego przyjaciela. Kiedyś to okno to była zajebista opcja, gdy któreś z nas miało szlaban to po prostu otwieraliśmy okno, na gałązki, które praktycznie próbowały wejść do domów, i jesteśmy u siebie. Cała filozofia, ale teraz to przeszkadza, nawet bardzo. Najgorsze jest to, że widać WSZYSTKO co się dzieje u mnie w pokoju i u niego, a to, że ten tunel nie chciał zarosnąć wkurza mnie niemiłosiernie.
Rzuciłam się na łóżko i wyciągnęłam książki, a raczej książkę, bo wiedziałam tylko co jest zadane z chemii i to za sprawą Alison ponieważ wstałam za późno no i mi się nie zdążyło... Ups. Nienawidziłam chemii, ale rozumiałam ją. Kiedy się nie ma znajomych zrobisz wszystko żeby zapełnić jakoś czas.
Gdy skończyłam spojrzałam na zegarek, była dopiero 17:30. Co ja mam teraz robić? Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Louisa. Chyba nie do końca wiedział co się dzieje. Nadal był w swojej drużynowej kurtce, czyli dopiero wrócił. Chłopak zrobił dokładnie to co ja półtorej godziny temu, rozejrzał się po pokoju po czym rzucił się razem z plecakiem na łóżko i zaczął odrabiać lekcje. W dzieciństwie nie przyjaźniliśmy się bez powodów, byliśmy tacy sami. Znaczy tak mi się wydawało dopóki się ode mnie nie odwrócił. Louis otworzył ćwiczenia od chemii i oczy otworzył szeroko oczy. Hahaha debil, pamiętam, że chemia szła mu gorzej niż mi, a ja nie wiedziałam nawet co to zjawisko chemiczne. Pewnie brzmię teraz jak rasowy kujon, ale chyba trochę nim jestem. Rok temu miałam równo średnią pięć!
Kiedy jeszcze Louis był moim przyjacielem miałam mniej więcej same czwórki, więc dostrzegam same plusy nienawidzenia go. To dobra opcja jest, ja żyje w swoim własnym wyimaginowanym świecie lub przeszłością, a on jest chamem i próbuję razem ze swoją paczką mnie zniszczyć. Taka symbioza.

Lekcja z dziś: Dobra osoba jest jedna na milion, kiedyś się wreszcie czegoś nauczymy i wszytko żyje w symbiozie.

~~~

No witam!
Przepraszam, że rozdział dopiero dzisiaj, ale miałam straszny zapierdziel w szkole :/
Chciałabym też powiedzieć, że mam betę!  (tak profeszional OMG dnedcbeuvbyewuudjssza)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ Jagoda

5 komentarzy:

  1. Jeej :3 ja chcem żeby LouLou się z Mag pogodził ;( HERE AND NOW
    Neeeeeeext!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej :3 ja chcem żeby LouLou się z Mag pogodził ;( HERE AND NOW
    Neeeeeeext!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju super jest ten rozdzial, czekam na trzeci!

    OdpowiedzUsuń
  4. JEEEENY SJDMWKDSNDCUJZ PISZ DALEJ!

    OdpowiedzUsuń
  5. 😭😭😭 kocham cie normalnie!

    OdpowiedzUsuń